Po upieczeniu opłatki trzeba rozciąć. Można to robić ręcznie bądź maszynowo. Tak zwane kluchy, które robią się na bokach, zawsze odcina się ręcznie.Z poświęconej mąki
Ciasto składa się z wody i mąki. Mąka nie może być - tak jak dla wypieku chleba - najświeższa, tylko trochę odleżana. Wtedy opłatki lepiej się pieką. Zdarza się, przy gorszej mące, że na pięć, dziesięć wiader sypkiego „materiału” trzeba dodać dwie łyżki oleju. I to wszystko.
Taka prosta receptura, a jednak piekarze wigilijnych opłatków nie wszystko chcą powiedzieć i pokazać.
- Moja mama nie chciała z nikim rozmawiać na temat pieczenia, nigdy nie wpuściła żadnej telewizji. Jedyne artykuły prasowe o firmie ukazały się w Stanach Zjednoczonych oraz w gazetach niemieckich, m.in. w magazynie „Bunte”. W Polsce ani razu - ze względu na czuwającą konkurencję. Mama strzegła tajemnicy, bo wszyscy, którzy u nas kupują opłatki mówią, że są najsmaczniejsze - tłumaczy Karina Adamska, która dwa lata temu przejęła firmę „Piekarnia Opłatków. Adamska” w warszawskim Ursusie, a w tym roku po raz pierwszy samodzielnie piekła opłatki.
Z żółtawego biały...
W czym tkwi tajemnica smaku opłatka? Młoda pani Adamska uchyla rąbka tajemnicy, mówiąc, że bardzo dużo zależy od sposobu przechowywania: - Opłatki nie mogą złapać wilgoci, muszą być przechowywane w wietrzonym pomieszczeniu.
Opłatek, nawet podczas długiego leżakowania, nie psuje się, dlatego można go piec przez cały rok.
- W domu mam piękne 10-15-letnie opłatki od sióstr sakramentek z Warszawy. Dobrze przechowywany opłatek, i to jest ciekawe, im jest starszy, tym robi się bielszy. Po wyjęciu z formy, przez około tydzień, jest lekko żółty, ale już miesiąc później nabiera bieli - opowiada pani Karina.
Upieczone na długo przed Bożym Narodzeniem opłatki wkłada się do kartonów, wyłożonych białym papierem i gazetami.
- To sposób mojej mamy na odstraszenie moli spożywczych, które nie lubią zapachu farby drukarskiej. Problem ważny dla organistów, którzy często kupują opłatki już w wakacje - wyjaśnia moja rozmówczyni.
Kluchy i kopy
Zanim jednak opłatek trafi do pudełka, przechodzi długi proces. Najpierw ciasto musi rozrobić specjalna maszyna, z której odpowiednie porcje wlewane są do maszyny piekącej. Upieczone opłatki wyjmuje się co kilkanaście sekund. Pani Karina zaznacza, że nie każdy nadaje się do tej pracy, bo przy maszynie jest wysoka temperatura i unosi się para. Opłatek po wyjęciu jest bardzo gorący i... kruchy, dlatego nie używa się rękawiczek. Po upieczeniu opłatki trzeba rozciąć. Robi się to ręcznie i maszynowo. Boki opłatków mają tak zwane kluchy, które na ogół odcina się ręcznie.
- Kiedyś do mojej mamy przyjeżdżali chłopi ze wsi i te kluchy, nazywane też ścinkami, brali na karmę dla zwierząt. Ja też nie chciałam wyrzucać ścinków, proponowałam je nawet warszawskiemu ZOO, ale nie było odzewu. Teraz nic nikomu się nie opłaca... - żałuje pani Karina.
Więcej na następnej stronie