Upieczone opłatki wyjmujemy z maszyny co kilkanaście sekund.Ale zwierzęta nie jedzą tylko kluch. Dla nich też są opłatki i to najczęściej kolorowe: różowe, żółte, niebieskie, zielone. Barwy nadaje dodana do ciasta zwykła farbka spożywcza. W niektórych regionach Polski na wsiach do tej pory nie może być Wigilii bez opłatka dla wszystkich Bożych stworzeń.
- Mam takich klientów, dla których opłatek dla zwierzątka jest równie ważny jak dla ludzi - podkreśla pani Karina.
Wszystkie opłatki: i te białe, i kolorowe, po rozcięciu segreguje się do gablotek. W pierwszej składa się najwyższy gatunek, czyli opłatki bez najmniejszej plamki, kropki, ułamania rogu, kluch, czy niedopieczenia. Tę ostatnią wadę poznaje się po tym, że opłatek od spodu ma „dołki”. Do następnej gabloty wędruje drugi gatunek, czyli opłatki z małymi usterkami, które - jak mówi pani Karina - da się „przeżyć”. Potem są „braki”, czyli te opłatki, które mają za dużo uszkodzeń. Jako ostatnie segreguje się te, które będą przecinane na małe. Wszystkie gatunki dzieli się na partie składające się z 60 sztuk, czyli kopy. Każdą kopę obciąża się specjalną deseczką po to, by opłatki stygnąc, nie wyginały się.
Do pudełka, które potem kupi organista albo ksiądz, pakowane są właśnie kopy. Dziennie w piekarni Adamskich piecze się 120 kop, czyli 7200 opłatków, ale pani Karina zastrzega: - Wszystko zależy od jakości mąki.
Nie na bazar
Mama pani Kariny w Ursusie piekła opłatki przez 40 lat, wcześniej na Śląsku ze swoim tatą - prawie 20 lat. Gdyby sięgnąć jeszcze dalej, okaże się, że ta rodzinna tradycja trwa już blisko 100 lat.
- W całej Polsce mam rodzinę, która zajmuje się wypiekiem opłatków. Koło Częstochowy, w Kłomnicach, piecze moja cioteczna siostra. Ja, po śmierci mamy, przerwałam wypiek na dwa lata, ale w tym roku zwyciężył rodzinny sentyment - zwierza się pani Karina.
Jej mama piekła opłatki przez pół roku na dwie zmiany i zatrudniała pięć pracownic. Córka w tym roku piekła tylko miesiąc, ale już zauważyła zmiany na rynku:
- Przybywa konkurencji. Coraz więcej organistów zajmuje się wypiekiem. Kupują maszynę i pieką na potrzeby jednej parafii.
Producentów, obecnych na rynku kilkadziesiąt lat najbardziej irytuje to, że opłatki coraz częściej pojawiają się na straganach lub w sklepach.
- Opłatki to tradycja związana z Kościołem. Powinni dzielić się nim chrześcijanie i każdy powinien pójść po niego do kościoła. Dlatego ja sprzedaję moje wypieki tylko osobom zaufanym - podkreśla pani Karina.
Czasy się zmieniają, ale tradycja musi być zachowana. Dlatego u młodej pani Adamskiej ksiądz zawsze będzie święcił mąkę na opłatki, a wzory form nie będą się zmieniać.
- Moja mama brała wzory ze świątecznych kart. Wyszukiwała najładniejsze i dawała rytownikowi, który opracowywał formę. Na moich opłatkach zawsze będzie Maryja, św. Józef, Jezus i anioły. Nigdy, mimo całego ciepła, jakim darzę św. Mikołaja, nie umieszczę go na opłatku, tym bardziej z... reniferami. Opłatek symbolizuje co innego. Jest znakiem pojednania, życzliwości, świętości. W tym roku dzieląc się opłatkiem, będę szczególnie wzruszona, bo przecież przyczyniłam się, by co najmniej w tysiącu domów był ten szczególny znak, który wszystkich zbliża.