Sześć homilii
ks. Jan Kochel
Czy wiara może być lekarstwem dla ludzi? To pytanie, jako „wezwanie, które oczekuje na odpowiedź”, znajduje uzasadnienie w Biblii. Jezus kilkakrotnie zapewniał uleczonych z różnych chorób, że to „wiara [ich] uzdrowiła” (Mt 9,22; Mk 5,34; 10,52; Łk 7,50; 8,48; 18,42). Jeśli jakieś słowa Jezusa pojawiają się w różnych i niezależnych źródłach, to są to tzw. ipsissima verba, czyli słowa autentyczne, przechowane przez „naocznych świadków i sług słowa” (Łk 1,2), które miały szczególne znaczenie dla chrześcijan pierwotnego Kościoła.
Uzdrowienie dokonuje się nie tyle za sprawą dobrze dobranych leków, fachowej diagnozy i działań lekarza, co dzięki wewnętrznej dyspozycji człowieka i jego ufności w uprzedzające działanie miłości Bożej.
Opis cudu uzdrowienia Naamana, dowódcy wojsk króla Aramu, potwierdza wyjątkową rolę posłuszeństwa słowu Bożemu. Bezwzględne zaufanie i zawierzenie słowu męża Bożego odegrało zasadniczą rolę w procesie oczyszczenia i uleczenia człowieka chorego na trąd. Cudowny skutek obmycia najlepiej oddaje obrazowe porównanie, które mówi, że ciało chorego „na powrót stało się jak ciało małego chłopca”. Naaman wcześniej długo zmagał się z odpowiedzią na wezwanie Boga. Uwierzyć oznacza bowiem „poddać się w sposób wolny usłyszanemu słowu, ponieważ jego prawda została zagwarantowana przez Boga, który jest samą Prawdą” (KKK 144). Pismo Święte nazywa taką odpowiedź człowieka ”posłuszeństwem wiary” (Rz 1,5; 16,26). Tego typu wiara ma moc oczyszczania, uzdrawiania, przemiany duszy i ciała; ”jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1).
Jezusa powszechnie uznawano za cudotwórcę i uzdrowiciela, dlatego też stale towarzyszyli Mu ludzie dotknięci rozmaitymi chorobami. To zwłaszcza im głosił Ewangelię i ich uzdrawiał, co więcej - przekraczając różne granice - wytrwale szukał tych najmniejszych: pogardzanych, grzeszników, odrzuconych na margines. Przypominał swoim uczniom, że ”nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (Łk 5,31). W tym gronie znalazło się dziesięciu trędowatych, którym nie zabrakło ufności w prośbie: ”Jezusie (...) ulituj się nad nami!”. Dar uzdrowienia otrzymali wszyscy, ale posłuszeństwo w wierze okazał tylko jeden z nich. On też oddał chwałę Bogu. Wierna postawa cudzoziemca przyniosła mu uzdrowienie ”duszy i ciała”. Z tym darem Jezus związał wezwanie: ”Wstań, idź...!”.
Podobne wołanie usłyszał polski misjonarz o. Jan Beyzym (1850-1912), ”posługacz trędowatych” z Madagaskaru. Pracę misyjną w dalekiej Afryce rozpoczął w 1898 r. Najpierw z poświęceniem służył w leprozorium, gdzie przebywało prawie 150 chorych. Później, w 1903 roku, rozpoczął budowę nowoczesnego schroniska dla zarażonych bakterią Hansena. Mimo wielu przeszkód i trudności zrealizował to wspaniałe dzieło. Szpitalem dla trędowatych kierował aż do śmierci. Opatrując rany ciała, leczył także dusze, zbliżając je do Boga i sakramentów świętych. Zorganizował dla ”czarnych piskląt” - jak pieszczotliwie nazywał swoich podopiecznych - stałe duszpasterstwo, prowadził systematyczne nauczanie religijne, krzewił wśród nich kulturę, głosił rekolekcje, propagował szkaplerz i modlitwę różańcową. Pragnął, aby trędowaci żyli i umierali jako dzieci Boże.
Ojciec Święty w homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej na krakowskich błoniach powiedział o nim: ”Dobroczynna działalność bł. Jana Beyzyma była wpisana w jego podstawową misję: niesienie Ewangelii tym, którzy jej nie znają. Oto największy dar - dar miłosierdzia - prowadzić ludzi do Chrystusa, pozwolić im poznać i zakosztować Jego miłości. Proszę was zatem, módlcie się, aby w Kościele w Polsce rodziły się coraz liczniejsze powołania misyjne. W duchu miłosierdzia wspierajcie nieustannie misjonarzy pomocą i modlitwą”.
Wiara zatem nie tylko uzdrawia, ale także rodzi świętych.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |