Bóg i Jego sprawa są godne tego, żeby postawić życie na jedną kartę, na kartę Ewangelii. Kapłański celibat jest tego znakiem. Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bezżenność, ale bezbożność, życie bez Boga.
Dajmy Mu nasze ciało
Podczas śpiewu Alleluja, przed dzisiejszą Ewangelią, słyszeliśmy słowa Jezusa, który mówi o nas i o swojej męce: „Za nich Ja poświęcam w ofierze samego siebie, aby byli uświęceni w prawdzie” (J 17, 19). Patronem tego dnia, 16 dnia maja, jest św. Andrzej Bobola, wielki polski męczennik. Patronem Waszego kościoła i moim od chrztu jest św. Jerzy, rzymski żołnierz, męczennik. Ksiądz Andrea Santoro, męczennik, włoski ksiądz, zabity niedawno w tureckim Trebizonda w chwili, kiedy się modlił, pisał: „Człowiek staje się gotowy do zbawienia tylko poprzez ofiarę swojego ciała. Mamy nosić w naszym ciele zło i cierpienie świata, tak jak uczynił to Jezus. Jezus przyjął ludzkie ciało. Dajmy Mu nasze ciało, tak aby mógł przyjść i przemienić ten świat”.
Właśnie tego jest znakiem kapłańska bezżenność, wielki, ważny i czytelny znak dla naszego czasu, znak gotowości do ofiary i męczeństwa: dać Jezusowi siebie całkowicie, nie tylko ducha, ale i ciało, aby mógł przyjść i przemienić ten świat. Dziewictwo jest dobitnym znakiem prymatu Boga w ludzkim życiu, niezbędności pierwszeństwa Boga w urządzaniu świata. Najczytelniejszym bowiem znakiem i świadectwem prymatu Boga jest zawsze ludzkie życie przeżywane według logiki pszenicznego ziarna: kto siebie straci, ten siebie zyska. Bycie rzymskokatolickim księdzem przyjmuje w siebie tę zatratę siebie w sposób, by tak rzec, „strukturalny”, dlatego Kościół łączy kapłaństwo z celibatem. Bezżenność jest właśnie zgodą na to, że życie nie spełni się w sposób „normalny”, jest rezygnacją z własnego programu życiowego, pozwoleniem, aby inny nas opasał i poprowadził tam, gdzie się właściwie nie chce samemu iść – jak mówi Jezus do jednego z uczniów.
Celibat to dzisiaj jeden z największych znaków tego, że się naprawdę wierzy w realność i prawdę Boga, to prawdziwy skarb naszego Kościoła. Być może dlatego pisarze starochrześcijańscy nazywali celibat „białym męczeństwem”. Nie dlatego, że celibat jest sam w sobie aż takim cierpieniem – małżeństwo może być krzyżem znacznie większym, i zapewne nieraz takim bywa. Proszę mnie dobrze zrozumieć: celibat nie jest czymś lepszym od małżeństwa. Najlepsze bowiem, i obiektywnie, i dla nas, jest zawsze to, czego chce od nas Bóg – cokolwiek to jest. Wielkość i wartość kapłańskiego celibatu polega na tym, że bezżenność, podobnie jak męczeństwo, jest dobitnym znakiem wiary w absolutne pierwszeństwo Boga w życiu. W to, że życie spełnia się jedynie w Bogu i dzięki Bogu.