Organista, stając przed wyborem między np. „Krzyżu, mój Krzyżu” i „Pustą samotną drogą”, zaśpiewa drugą, mając pewność, że przy refrenie kościół będzie huczał.
Po raz kolejny ogłoszono kryzys muzyki kościelnej. Wypowiedź profesora Marka Dyżewskiego potwierdza jedynie to, o czym mówi się i pisze od lat. W pierwszym odruchu chciałem dodać dla zilustrowania tezy profesora głosy z dyskusji, jaka wywiązała się pod zamieszczanymi w portalu propozycjami na kolejne niedziele. Ale w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że właściwie teza została źle postawiona. Mówienie o kryzysie muzyki kościelnej nie jest uprawnione. Jeśli przyjrzeć się uważnie, to nie sposób nie dostrzec olbrzymiej pracy, jaką wykonano w ostatnich latach na polu muzyki liturgicznej. Kilka naprawdę dobrych śpiewników, nowe szkoły i ośrodki kształcenia organistów, pojawiające się co jakiś czas i chyba cieszące się dużą popularnością warsztaty, i – co najważniejsze – coraz więcej utworów wzmacniających, a nie tłumiących – jak twierdzi profesor Marek Dyżewski – głos sacrum.
Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle – można zapytać. Problem jak zwykle tkwi w człowieku. A konkretnie w odpowiedzialnych za przygotowanie liturgii w naszych wspólnotach parafialnych. I tu sprawa się komplikuje. Bo na stan faktyczny muzyki liturgicznej nakłada się kilka spraw. Brak odpowiednio przygotowanych organistów, nieznajomość muzyki liturgicznej, wreszcie swoista presja by wykonywać utwory chętnie przez ludzi śpiewane. Ten ostatni czynnik chyba jest najbardziej decydujący. Proboszcz ocenia przydatność organisty po tym, że potrafi do śpiewu poderwać wiernych. Organista wie, że najłatwiej poderwie ich utworami chwytającymi za serce i łatwo wpadającymi w ucho. Dlatego stając przed wyborem między np. „Krzyżu, mój Krzyżu” i „Pustą samotną drogą” zaśpiewa drugą, mając pewność, że przy refrenie kościół będzie huczał. W dodatku po okolicy rozejdzie się sława dobrego organisty.
Pozostaje zatem kształtowanie gustów i nauka śpiewu liturgicznego przed Mszą św. Tu znów sprawa się komplikuje. W większości parafii przed niedzielną liturgią czytane są tak zwane wypominki, czyli modlitwy za zmarłych. Z reguły zajmuje to około dziesięciu minut przed rozpoczęciem liturgii. Na naukę śpiewy trzeba by zgromadzić wiernych przynajmniej pół godziny wcześniej. Przyjdą nieliczni. Ich głos zniknie, a organista praktycznie będzie solistą.
Jak widać nie ma rozwiązania, gwarantującego szybką poprawę istniejącego stanu rzeczy. Pozostaje mrówcza praca u podstaw. Uczenie muzyków i uczenie wiernych.
Sługa Boży Ksiądz Franciszek Blachnicki proponował kręgi biblijne i liturgiczne. To małe wspólnoty, rozważające Słowo Boże niedzieli i szukające odpowiedzi na pytanie co Bóg mówi do swojego ludu, przekładające te odpowiedzi na język komentarzy, wezwań do modlitwy wiernych i wykonywanych podczas sprawowania liturgii śpiewów. Zważywszy na to, że krąg łączy poznawanie zasad z ich praktycznym zastosowaniem, można przypuszczać, że jest to najlepsza metoda wspomnianej wyżej mrówczej pracy u podstaw.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |