Jak często codziennie, jako chrześcijanie, łączymy za pomocą gestu czoło, brzuch, lewe i prawe ramię? Z drugiej strony – jak często zastanawiamy się, co to wszystko ma znaczyć i po co to robimy?
„W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen” Jak często wypowiadamy w ciągu dnia te słowa? Jak często codziennie, jako chrześcijanie, łączymy za pomocą gestu czoło, brzuch, lewe i prawe ramię? Z drugiej strony – jak często zastanawiamy się, co to wszystko ma znaczyć i po co to robimy? Tymczasem znak krzyża jest jedną z pierwszych, a zarazem najpiękniejszych modlitw, których uczymy się w ciągu naszego chrześcijańskiego życia... Poniżej postaram się krótko przedstawić „instrukcję obsługi” znaku krzyża podczas modlitwy, „dzieląc” ją na dwie części: słowa i gesty.
Chyba nie ma chrześcijanina, który by nie znał słów tej modlitwy. Zazwyczaj bez chwili namysłu wypowiadamy formułkę trynitarną: „W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. Większość ludzi zresztą trafnie potrafi stwierdzić, że tym samym potwierdzamy naszą wiarę jako chrześcijan, a więc tych, którzy z łaskawości Boga poznali, że nie jest On wielkim i odległym samotnikiem, ale Kimś, kto żyje i kocha, kto jest nie tyle Osobą, ale Relacją Osób. Przed tym jednak, przed wskazaniem i nazwaniem owych trzech Osób Boskich wypowiadam jeszcze jedno słowo, bardzo ważne dla tej modlitwy: „Imię”. Nie jest tu ono wcale pozbawione znaczenia...
Czym jest Imię w Piśmie Świętym i w kulturze biblijnej wiemy raczej dobrze – ukazuje posłannictwo osoby, jej misję, to, co w niej najważniejsze. To fakt. Ale co z imieniem Boga? Otwórzmy Stary Testament, a konkretniej Księgę Wyjścia. Spójrzmy na werset 3, 14 - „Bóg odrzekł: Jestem Tym, kim jestem. Tak masz powiedzieć Izraelitom: Jestem posyła mnie do was”. I dalej - „To jest moje imię i takim ma pozostać w pamięci wszystkich pokoleń” (3, 15). Wypowiadając formułę trynitarną przy znaku krzyża przypominamy sobie o tym, że Bóg jest, że zawsze jesteśmy w Jego obecności, że w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17, 28). A w jakim Bogu jestem? W tym, który jest Relacją, doskonałą wymianą miłości i życia. Z takim, który pragnie ostatecznie zerwać z krańcową postacią samotności.
Mało tego, wcale nie jestem gdzieś na marginesie Boga, w Jego kącie. Przypatrzmy się gestom, które towarzyszą wypowiadanym słowom. Od czoła do brzucha, od lewego do prawego ramienia... co jest w centrum? Serce. Właśnie - serce, centrum – tam jest moje miejsce, w samym środku miłości Boga, i to wcale nie jest brak skromności... A co z tym ruchem ręki? Na myśl przychodzi mi werset Psalmu 103 - „Jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak wielka jest Jego łaskawość dla tych, którzy się Go boja, jak jest odległy wschód od zachodu, tak daleko odsuwa od nas nasze występki” (Ps 103, 11n). I chyba te myśli powinny towarzyszyć przy wykonywaniu znaku krzyża: ogrom Bożej miłości i łaskawości dla mnie, wyrażający się szczególnie w odpuszczeniu moich grzechów.
Potwierdza to wszystko krótkie słówko – amen. Amen, a więc: zgadzam się, wierzę Bogu, wierzę właśnie takiemu Bogu, który nie chce mojej samotności, ale kocha mnie i chce ukryć w sobie w trudnych chwilach. Właśnie takie „amen” może zakończyć jedną z najkrótszych i piękniejszych modlitw, albo stać się początkiem dłuższego spotkania z Bogiem i Jego słowem kierowanym do mnie...
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |