Może się nam wydawać, że to nie dla nas: wytrwałość, troska o, pomnażanie dobra. Że my to co najwyżej zaułkami, cichcem, gdzieś w tle. Gdzie nam do tych czystych, przejrzystych, przez których prześwieca Boże światło.
Kiedy Bóg mówi, Jego słowo nas nie omija. Jego wezwanie jest dla nas. I nie musimy się przed nikim opowiadać, tłumaczyć z własnych upadków, wznosić pokory na sztandar. Jeśli nas chciał, to i wybrał – istniejemy przecież, jesteśmy. Nie pokłonimy się żadnemu bożkowi. Bo nie ma nad nami innego, innej władzy, innej potęgi, łaskawości.
W gorejącym piecu, w chwili próby i klęski, inni dostrzegą przy nas anioła. Obce ręce wydobędą nas z tej otchłani – nie z powodu naszych zasług. Dlatego, że zobaczą w nas dzieci Boga.
Do rachunku sumienia:
Jezusa odnajdujemy w sercu nocy i właśnie dlatego jest On początkiem nowego dnia.
Grób jest pusty! Wchodzimy w nowe światło, w świt radości... Modlitwa piątku w oktawie Wielkanocy.