Mogłoby się wydawać, że milcząc, Bóg czyni nam zarzut. Narzekamy, biadolimy niemal, domagamy się uwagi – bo boli, bo problem, bo co to będzie – a On jakby myślami był gdzie indziej, aż chciałoby się Go upomnieć jak niefrasobliwe dziecko.
A przecież co jeszcze miałby nam powiedzieć? Poznaliśmy Boga. Powiedziano nam, żeśmy Jego dziećmi. Wiemy, co robić.
Ten towarzyszący nam niepokój nie zostanie ugaszony przez to, że głośniej, wyraźniej damy mu wyraz. Domaganie się uwagi, ubezpieczanie się na sto i jeden sposobów przed nieszczęściem – na próżno, to nas nie uchroni.
Śpiewać swemu królowi. Jak w psalmie. Tylko tyle.