By syn marnotrawny mógł śpiewać i tańczyć… Potrzebny był On – kamień odrzucony przez budujących.
„Byli zgnębieni i porzuceni…” Przecież nie przez Tego, który ich wybrał i umiłował. Zatem przez kogo?
Bóg lubujący się w kropli wody, kawałku chleba, wyciągniętej dłoni. Cudownie niecudowny. Nadzwyczajnie zwyczajny.
Widzimy Pawła na początku drogi. Zapominamy o sponiewieranym, wzgardzonym, przygniecionym ościeniem dla ciała...
W Królestwie Bożym personalne polemiki i wojenki nie są najważniejsze. Więcej. Najzwyczajniej nie wskazane.
Ciemności życia i jego duże niekiedy ograniczenia nie są przeszkodą dla Ducha Świętego.
Z owocami jest jak z naszymi dziećmi. Rosną powoli...
Zgasić słońca i wstrzymać deszczu nie możemy. Za to możemy sami stać się słońcem i deszczem.
Nie trzeba być formalnie ustanowionym/wyświęconym, by zaangażować się w życie Ciała, którym jest Kościół.
Znaleźć się między dobrymi, zaangażowanymi, szczęśliwymi, głęboko wierzącymi, niemalże bez skazy i zmarszczki…
Służyć tym, co wiemy, co umiemy, kim jesteśmy. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte, dostrzegać innych.