Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Żyć jakoś trzeba, ale złoto to ostatecznie tylko kawałek metalu.
Czy mogę być bogaty? Czy bogactwo jest poważną przeszkodą do osiągnięcia nieba? Te i podobne pytania towarzyszą chyba uczniom Chrystusa wszystkich wieków. I nie tylko o pieniądze chodzi, ale prestiż, jaki w oczach ludzkich dają. W średniowiecznej Europie potrafili się o to nawet bić. Dziś najgorętsze emocje dotyczące tego tematu dawno już opadły. Zwłaszcza tam, gdzie z powodu ogólnie dość wysokiego poziomu życia wielkie bogactwo aż tak w oczy nie kłuje. Ale problem pozostał. I różne tłumaczenia też. Zwłaszcza że bogactwo materialne dość często przekłada się, przynajmniej w oczach wielu, na pozycję społeczną.
Nieważne ile mam, ważne, jaki robię z tego użytek – mówi ten i ów, skrzętnie dbając o stan posiadania i o pieczołowite wszelkich dóbr mnożenie, mocno roztargniony tylko, gdy chodzi o pomoc bliźnim. Nie stać nas na kupowanie rzeczy tanich – powie zamiłowany w luksusowych gadżetach, nie pomny tego, że te dobre, markowe i nie psujące się rzeczy i tak po krótkim czasie przestają mu wystarczać, bo gdzieś zobaczył lepsze. Muszę troszczyć się o swoich bliskich – powie inny tłumacząc po co gorliwie zabiega o dalsze zyski, skoro nawet swoje wnuki obficie już na przyszłość wyposażył.
I tak dalej i tak dalej. Wśród ludzi Kościoła te tłumaczenia przybierają nieraz bardziej wyrafinowaną formę. Ot, można tłumaczyć się, że jest się biednym, bo się nie ma, tylko użytkuje. Można swoją troskę o drogie stroje czy samochody tumaczyć, że na tym stanowisku nie można być dziadem. A można i tłumaczyć, że dla Boga zawsze wszystko musi być najlepsze, choć tak naprawdę nie Bogu służy, a ludzkiej pysze. No cóż...
A co myślał o tym Jezus? No to sięgnijmy do Ewangelii Marka.
Gdy wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, pytał Go: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». On Mu rzekł: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał z miłością na niego i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał wokoło i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno jest bogatym wejść do królestwa Bożego». Uczniowie zdumieli się na Jego słowa, lecz Jezus powtórnie rzekł im: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może się zbawić?» Jezus spojrzał na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe».
Zachowanie przykazań to podstawa. Tu nie ma żadnych wątpliwości. Ale – mówi Jezus – można się starać o ich zachowywanie, a jednak mieć kłopoty z wejściem do królestwa Bożego. I to tak wielkie, że po ludzku niepokonalne. A rzecz dotyczy, choć można tego nie zauważyć, fundamentu – pierwszego przykazania. Chodzi o to, co cię tak naprawdę zajmuje; co wypełnia twoje życie, czego pragniesz, czego szukasz. Gdzie tak naprawdę masz swoje serce, co w praktyce – nie teorii – uważasz za najważniejsze: Boga czy pieniądze?
Nie da się służyć jednocześnie dwom Panom. Tak jak nie da się jednocześnie mieć dwóch rodzin czy wydajnie pracować na dwa pełne etaty. Zawsze jednej sprawie da człowiek z siebie więcej, a drugą będzie zaniedbywał. Potrafisz zrezygnować z zabiegania o zysk, gdy koliduje to z obowiązkami wynikającymi z wiary? Czyli – najczęściej - gdy koliduje z prawem moralnym? To w porządku. Masz właściwą hierarchię wartości. Gdy jednak jest inaczej... Gdy to Chrystus, Jego Ewangelia schodzą na dalszy plan, bo trzeba zadbać o swoje, bo jest okazja, żeby mieć więcej...
Pułapka, jaką zastawia na człowieka Mamona bywa czasem niezwykle perfidna. Ot, gdy ktoś bardzo gorliwie zabiega o pieniądze, by jakimś dziełem pomnożyć Bożą chwałę. Teoretycznie pieniądze służą wtedy Bogu, prawda? Tak to się tłumaczy. Ale czy nie jest też tak, że w praktyce można wtedy postawić na pierwszym miejscu Mamonę? Przecież wtedy to Mamona jest bożkiem, łaskawie pozwalającym oddać cześć Bogu prawdziwemu; bożkiem bez którego nawet Bóg prawdziwy się potrafi się obejść...
Tak, przywiązani do starego sposobu myślenia, wedle którego bogactwo jest wyrazem Bożego błogosławieństwa, uczniowie nie omieszkali jednak zapytać, co będą mieli z tego, że dla Jezusa wszystko opuścili.
Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci i pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi».
Dziwne, prawda? Jednym tchem wymienione zostały tu zarówno dobra materialne jak i bracia, siostry, matki. Ale nie chodzi o urzeczowienie kogokolwiek. To zauważenie, że „mieć” to nie tylko pieniądze, ale także pozycja społeczna, której posiadane bogactwo jest dla wielu ważnym miernikiem. Mam liczną rodzinę, przyjaciół, znajomych – jestem silny ich siłą. Mam pieniądze – znaczę jeszcze więcej. Uczniowie decydując się pójść za Jezusem wszystko to stracili. Stracili nawet – przynajmniej niektórzy – źródło utrzymania. Stąd chyba w tym momencie to pytanie: co z tego będą mieli, skoro bogactw nie mają pożądać.
Jezus uświadamia im jednak, że idąc za Nim i poświęcając dla Niego zabieganie o bogactwo i o pozycję wcale się nie traci. Wręcz przeciwnie, zyskuje znacznie więcej. Braci, sióstr, matek dzieci, domów i pól. Pozycja ucznia Jezusa jest mocniejsza od tej, jaką mogła dać mu troska o posiadanie. On, niewiele według reguł świata znaczący, w perspektywie Bożej jest znacznie ważniejszy od największego nawet bogacza.
Zresztą, nawet gdyby spojrzeć w perspektywie czysto ludzkiej... Czy zamknięty w czterech ścianach ociekającego złotem pałacu człowiek jest naprawdę bogaty? Czy bogactwem jest konsumowanie dalekich, egzotycznych podróży do pięciogwiazdkowych hoteli? Czy bogaty jest, kto może mieć wszystko, czego dusza zapragnie, nawet wielką władzę nad innymi? Gdy bogate nie jest ludzkie serce, wszystko to nie jest wiele więcej warte od śmieci.
Prawdziwe bogactwo... Ot, siąść na połoninie. Karmić swoje oczy szerokim widokiem, na twarzy czuć słońce; w ustach mieć smak wody, w nozdrzach zapach wilgotnej ziemi, w uszach – szum traw. No to co, że nie jestem właścicielem tego wszystkiego? Przecież nikt mi nie broni napawać się chwilą. Mój jest cały świat. Piękna każda przezeń droga. Każdy na niej spotkany – bratem. A jej kresem – szczęśliwa wieczność u boku Tego, który towarzyszył mi przez całe życie... Kto da więcej?
Przeczytaj też pozostałe teksty cyklu "Nawracajcie się".
Zobacz też: Instrukcja obsługi konfesjonału
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |