Co by było, gdybyśmy pewnego dnia obudzili się w świecie sytym, otoczeni wszelkimi zdobyczami cywilizacji, ale pozbawionym święta.
W tym roku nie zasnąłem ani razu. Oczywiście w konfesjonale. Chociaż kolejki tak samo długie jak w latach poprzednich. I wciąż wielu w sakramencie pojednania szukających światła. Jakby obok tych wszystkich uzdrawiaczy spoza kościoła, próbujących dyskusję o reformie, dziedzictwie i odnowie sprowadzić do poziomu kolejnej instalacji, egzotycznej grupki czy z uporem lansowanej plotki. Zmysł wiary Ludu Bożego. Wiedzącego gdzie zaczyna się prawdziwa reforma i odnowa Kościoła.
Młody ksiądz próbował na pierwszej spowiedzi zaprowadzić nowe porządki. To znaczy przesadzić nas w inne miejsca. Na szczęście zareagował jeden ze starszych proboszczów. „Zostaw nas w spokoju. Tu większość spowiada się zawsze u tych samych księży. Bywa, że u mnie nie ma nikogo, a idą do następnego konfesjonału, bo tam siedzi ‘ich ksiądz’. Bywa też na odwrót i nie ma co ludziom w głowie mącić.” Na szczęście ustąpił młody.
Żartowałem któregoś dnia, że po serii spowiedzi na pamięć znam godziny audycji religijnych i transmisji Mszy świętych z różnych kościołów. Kiedyś mnie te wyznania denerwowały. Ale sobie uświadomiłem w pewnym momencie, że przecież starsza, schorowana osoba, jak mówią ledwie powłócząca nogami, też chce mieć pewność, że Pan Bóg nie kat i na duszę modlącą się przed radiem czy telewizorem patrzy z taką samą miłością jak na uczestników ekstremalnej Drogi Krzyżowej. Kiwam głową i w duchu zastanawiam się która to droga jest bardziej ekstremalna. Ta w błocie i deszczu, dwa kilometry pod górę i dwa w dół, czy ta trzęsących się nóg i rąk z wypadającym różańcem, z herbatą rozlaną na poduszce, droga bólu i coraz większej bezradności.
A po wioskach na kwiaty do grobu Pańskiego zbierają. Bo przecież miejsce spoczynku Zbawiciela – poprawnie kaplica adoracji – godnie powinno być przystrojone. Patrzą niektórzy krzywym okiem na to marnotrawstwo, bo potrzeb wiele, bieda do niejednego domu zagląda nie tylko przez okno ale i drzwiami się wciska, a tu tyle grosza marnują na dwa dni w sumie. Pan Jezus w Betanii się przypomina i Judasza troska o biednych. Ale i rodzinne okazje do świętowania, gdzie nawet biedny na zbytek sobie pozwala. Bo przecież święto.
Właśnie – święto. Zastanawiał się przed laty brat Roger z Taize co by było, gdybyśmy pewnego dnia obudzili się w świecie sytym, otoczeni najnowszą techniką, wszelkimi zdobyczami cywilizacji, ale pozbawionym święta. Co by było… Osobiście nie chciałbym obudzić się w takim świecie. Dlatego w poniedziałek i wtorek spowiadałem, a w środę pojechałem zamówić kwiaty. Sto tulipanów między innymi. Bo przecież święto trzeba przygotować.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |