„Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga”.
Trudna była ta mowa, w której Jezus twierdził, że jest Chlebem, który zstąpił z nieba; że trzeba Go spożywać i że ten, kto to będzie robił, ma życie wieczne. Tak, trudna. Czy gorsząca też? Do tego stopnia, by zrezygnować z chodzenia za Jezusem?
Jeśli pamięta się, że to „spożywanie” znaczy przede wszystkim przyjąć Jezusa, z wszystkimi tego konsekwencjami, to nic dziwnego. Bo przecież oznacza to, że trzeba porzucić utarte szlaki. Mojżesz, Eliasz, uczeni w Piśmie schodzą na plan dalszy. Gorliwość faryzeusza też już nie wystarczy. Trzeba przyjąć Jezusa z jego drogą na krzyż i wymaganiem, by kochać tak, jak On ukochał. Trudna to droga...
My dziś też mamy swoich Mojżeszów i Eliaszów, mamy swoich uczonych w prawie i swoja wizję religijnej gorliwości. Pytanie, gdzie w tym wszystkim tak naprawdę jest Chrystus? Czy przypadkiem nie budujemy swojej wiary na fundamencie zupełnie innym? Na fundamencie swoich wyobrażeń i przyzwyczajeń bardzo dalekich Ewangelii?
A przecież tak naprawdę, to tylko Jezus ma słowa życia wiecznego. Nawet jeśli z Jego powodu przychodzi człowiekowi na tym świecie - po ludzku - ciągle tracić. Nie ma do szczęśliwej wieczności innej drogi.
Modlitwa
Zdaję sobie sprawę, Panie, że nie ma innej drogi do zbawienia niż Ty. Wybacz, że tak nieudolnie na tę drogę wkraczam, że tylko we mnie sprzeciwów i lęków. Wiem, przyjmując Cię nie robię CI żadnej łaski. To Ty okazujesz ją mnie...
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.