Zwyczaj ten kultywuje się w wielu miejscowościach, najsłynniejsze są jednak uroczystości w miasteczku Calanda. To miejscowość w prowincji Teruel, licząca ok. 3800 mieszkańców. Uroczystości opisuje w swej autobiograficznej książce "Ostatnie tchnienie" Luis Buñuel, sławny hiszpański reżyser filmowy, który urodził się właśnie w Calandzie.
"W Calandzie bije się w bębny bez przerwy lub prawie bez przerwy od południa w Wielki Piątek aż do tej samej godziny dnia następnego, to jest Wielkiej Soboty. Zbiorowy, nastrojowy, uroczysty obchód, dziwnie wzruszający. Doboszy jest przeszło tysiąc, z czego sześciuset czy siedmiuset bije w bębenki, a czterystu w wielkie bębny zwane bombos.
W Wielki Piątek tuż przed dwunastą tłum gromadzi się na głównym placu naprzeciwko kościoła. Wszyscy uczestnicy z bębenkami zawieszonymi na szyi czekają właściwej chwili w zupełnej ciszy. Jeżeli przypadkiem ktoś niecierpliwy uderzy parę razy pałeczką, tłum go ucisza.
W południe, z pierwszym uderzeniem dzwonu w kościele, potężny grzmot jak rozległy trzask pioruna przetacza się i przytłacza miasteczko. Wszystkie bębny rozlegają się jednocześnie. Doboszy ogarnia przemożne, nieokreślone wzruszenie, które wkrótce przechodzi jakby w stan upojenia. Na takim biciu w bębny mijają dwie godziny, potem formuje się procesja zwana El Pregon (pregon to oficjalny dobosz, obwoływacz). Procesja ta rusza z głównego placu i obchodzi całe miasteczko. Tłum jest tak wielki, że jeszcze ostatni nie zdążą zejść z placu, a już pierwsi ukazują się z drugiej strony.
W procesji takiej można zobaczyć rzymskich żołnierzy z przyprawionymi brodami (nazywanymi putuntunes, słowo, którego wymowa przypomina rytm bębnów), centurionów, generała rzymskiego i inną postać imieniem Longinos, odzianą w średniowieczną zbroję. Ten ostatni, którego zadaniem jest obrona ciała Chrystusa przed profanami, w odpowiednim momencie stacza pojedynek z rzymskim generałem. Tłum doboszów tworzy krąg wokół dwóch walczących. Rzymski generał odwróciwszy się markuje śmierć, a Longinos cementuje grobowiec, przy którym ma czuwać. Ciało Chrystusa przedstawia rzeźba spoczywająca w szklanej trumnie.
Przez cały czas procesji śpiewa się pieśń pasyjną. Około godziny piątej procesja jest skończona. Po chwili ciszy znowu odzywają się bębny i milkną dopiero następnego dnia w południe.
Bicie w bębny odbywa się w pięciu czy sześciu różnych rytmach, ciągle jeszcze mam je w pamięci. Kiedy dwie grupy, z których każda wybija inny rytm, spotykają się na zakręcie ulicy, zatrzymują się twarzą w twarz i uczestniczymy w prawdziwym zmaganiu się rytmów, może to trwać godzinę lub więcej. Grupa słabsza przyłącza się w końcu do silniejszej.
Jest to zjawisko zadziwiające, potężne, wszechogarniające, zahaczające o naszą zbiorową podświadomość, od bębnów trzęsie się ziemia pod stopami. Wystarczy przyłożyć rękę do ściany domu, żeby poczuć, jak drży. Przyroda włącza się w rytm bębnów, które rozlegają się przez całą noc. Jeśli ktoś zasypia pośród bicia bębnów, to kiedy to bicie słabnie i milknie, gwałtownie się budzi.
Pod koniec nocy naciągnięta na bębny skóra poplamiona jest krwią. Od ciągłego bicia ręce pokrywają się ranami i krwawią. A przecież są to bardzo twarde ręce rolników.
W sobotę rano niektórzy chcąc uczcić wejście na Kalwarię wchodzą na wzgórze koło miasteczka, skąd prowadzi droga krzyżowa. Inni w dalszym ciągu biją w bębny. O siódmej wszyscy spotykają się, żeby wziąć udział w procesji zwanej del Entierro. Z pierwszym uderzeniem godziny dwunastej w południe wszystko to ustaje – aż do następnego roku. Ale nieco później, gdy życie codzienne wraca do normalnego toku, niektórzy mieszkańcy Calandy mówią mimo woli w sposób dziwnie urywany, jakby przystosowany ciągle jeszcze do rytmu bębnów, które ucichły."