34. tydzień zwykły (2004)

Przeczytaj i rozważ

Niedziela (Uroczystość Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata)


Wiesz o co prosić Króla? (2 Sm 5,1-3; Ps 122; Kol 1,12-20; Łk 23,35-43)

Kampania wyborcza dobiegała końca. Było dobrze. Wygraną mieli w kieszeni. Siedzieli wieczorem i popijali brandy. Kandydat nagle popatrzył na butelkę i z uśmiechem powiedział:

- Za miesiąc będę już pił koniak, a nie jakieś tam brandy.

Potem spojrzał z szefa swojej kampanii i zastanowił się na głos:

- Jak ja ci się za to odwdzięczę?

Szef kampanii też spojrzał na butelkę i powiedział:

- Nic takiego. Po prostu pamiętaj o mnie, jak już tam będziesz...

Pamiętał. Załatwił mu bardzo wysokie stanowisko urzędnicze. I paradoks. Gdy sam stracił fotel senatora po jednej kadencji, szef jego kampanii nadal piął się po szczeblach urzędniczej kariery.

Każdy z łotrów ukrzyżowanych razem z Jezusem miał do Niego prośbę. Jeden chciał wybawienia z krzyża. Drugi myślał w innych kategoriach: „Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa”.

Tylko ten drugi został wysłuchany. Jaki stąd dla mnie wniosek? Trzeba wiedzieć, o co prosić. Zwłaszcza, gdy prosi się samego Boga.

Myśl dnia

Jezus Chrystus jest Panem czasu i w Nim wypełnia się cały plan stworzenia i odkupienia.

Postać Króla Mesjasza konkretyzuje się w świadomości ludu Izraela poprzez Stare Przymierze. Sam Bóg, zwłaszcza za pośrednictwem proroków, objawia Izraelitom swoją wolę zgromadzenia ich niczym pasterz swoje stado, aby mogli żyć w wolności i pokoju w ziemi obiecanej. W tym celu pośle swego Pomazańca — po grecku Chrystusa — aby uwolnił lud od grzechu i wprowadził go do Królestwa.

Jezus z Nazaretu wypełnia tę misję w tajemnicy paschalnej. Nie przychodzi królować jak władcy tego świata, lecz by napełnić, jeśli tak można powiedzieć, serce człowieka, historię i kosmos Bożą mocą miłości.

Sobór Watykański II jasno i wyraźnie ogłosił światu, że Chrystus jest Panem, i orędzie to zostało potwierdzone przez Wielki Jubileusz Roku 2000. Ludzkość trzeciego tysiąclecia również powinna odkryć, że Chrystus jest jej Zbawcą. Takie przesłanie muszą z odwagą przekazywać dzisiejszemu światu chrześcijanie.

(Jan Paweł II)

Poniedziałek


Co do grosza (Ap 14,1-3.4b-5; Ps 24; Łk 21,1-4)

Pesymizm mi podpowiada: Gdyby dziś przedstawiona w Ewangelii świętego Łukasza wdowa chciała wszystko, co ma, oddać Bogu, składając w ofierze na jakieś pobożne dzieło, zaraz opisano by ją w mediach jako ofiarę pazerności duchownych, nakrzyczano by na nią, że postępuje nierozsądnie, dopatrywano by się jakichś podejrzanych motywacji. A pewnie część rodziny próbowałaby sądownie uzyskać ubezwłasnowolnienie (zwłaszcza wtedy, gdy majątek wynosiłby więcej niż dwa pieniążki albo gdy musieliby przejąć obowiązek utrzymywania krewnej).
Optymizm mi podpowiada: Mimo wszystko nie brak także w naszych czasach ludzi, którzy całkowicie powierzają się Bogu i oddają Mu dokładnie wszystko, co mają. Niektórzy są znani, ale o większości mało kto wie, bo podobnie jak wdowa nie afiszują się ze swoją hojnością.

Stoję wobec pytania: Co chcę dać mojemu Bogu? Jak wiele z tego, czym dysponuję, jestem w stanie Mu ofiarować, a ile zamierzam zachować dla siebie? Chodzi nie tylko o sferę materialną. Chodzi o całe życie.

Myśl dnia

Rano myśl, że nie dożyjesz wieczora; a gdy nadejdzie wieczór, nie śmiej obiecywać sobie następnego poranka.

Zawsze bądź gotów i żyj tak, aby śmierć nie zaskoczyła cię znienacka.

Wielu umiera nagle i niespodziewanie, bo o godzinie, o której nie wiedzą, Syn Człowieczy przyjdzie (Łk 12,40).

Gdy nadejdzie ta ostatnia godzina, zupełnie inaczej zaczniesz sądzić o całym twoim minionym życiu i bardzo będziesz ubolewał, że byłeś tak niedbały i gnuśny.

(Tomasz a Kempis)

Wtorek


No i czego się boisz? (Ap 14,14-20; Ps 96; Łk 21,5-11)

Wszystkich bawiła tymi swoimi lękami: „Sama do ciemnego pokoju? W życiu nie wejdę!... Wieczorem na cmentarz? Nigdy!... Do kina na najnowszy horror? Za żadne skarby! Boję się!!!”. Tłumaczyliśmy jej, że przecież nic jej nie grozi, że w ciemnym pokoju nie ma nic groźnego, że żaden nieboszczyk nie powie jej „dobry wieczór”, że nawet najokropniejszy potwór nie wyskoczy z kinowego ekranu i nie zrobi jej krzywdy. Nie i nie.

Oczy wyszły wszystkim na wierzch, jak się dowiedzieli, że kilka dni temu oddała serię skoków na bandżi. „Nie bałaś się?”. Wyraźnie nie rozumiała, o co chodzi. „Czego miałabym się bać?” „No że ci się coś stanie...”. A co mogło mi się stać? To bardzo bezpieczna zabawa”.

Właściwie niepotrzebnie się dziwię. Ja też się boję w takich sytuacjach, w których mi nic nie grozi, a rzeczywiste niebezpieczeństwa nie tylko ignoruję, ale czasem wręcz ich szukam i prowokuję.

Obawiam się końca świata, tak, jakby mi coś groziło ze strony Boga. Ale grzeszyć każdego dnia jakoś się nie boję...

Myśl dnia

O jak szczęśliwy i roztropny jest ten, kto usiłuje być takim w życiu, jakim pragnąłby być w chwili śmierci.

Wielką nadzieją szczęśliwej śmierci napełni nas całkowita wzgarda świata, gorące pragnienie doskonalenia się w cnotach, umiłowanie karności, wytrwałość w pokucie, chętne posłuszeństwo, wyrzeczenie się siebie samego i znoszenie wszelkich cierpień dla miłości Chrystusa.

Dopóki jesteś zdrów, możesz zdziałać wiele dobrego, lecz schorowany, nie wiem, co potrafisz.

Choroba mało kogo poprawia, jak mało kogo uświęca pielgrzymka.

(Tomasz a Kempis)

Środa


Chcę żyć normalnie, jak inni (Ap 15,1-4; Ps 98; Łk 21,12-19)

To się stało nagle. Właściwie zniknął z dnia na dzień. Nie tylko przestał przychodzić na spotkania oazowe, nie było go na zbiórce ministrantów, ale również w niedzielę nie pojawił się na Mszy św. Rodzice, aktywni w Kościele Domowym wpadli w panikę. Chłopak nie chciał w nimi rozmawiać na ten temat. Ksiądz bardzo się całą sprawą trapił. Czuł, że ktoś popełnił błąd, ale nie wiedział kto i jaki błąd.

Spotkali się przypadkiem na ulicy. Chłopak chciał uciec, ale proboszcz był sprytny. Uniemożliwił mu czmychnięcie.

- Co się stało? - zapytał bez wstępów.

- Nic. Po prostu mam dość. Chcę żyć normalnie, jak inni.

- A dotychczas nie było normalnie?

- Pewnie, że nie. Normalnie jest, jak cię wszyscy nazywają pobożnisiem albo ministrancikiem? Jak przestają rozmawiać, gdy podchodzisz? Jak nie zapraszają na imprezy? Jak dziewczyny udają, że cię nie widzą? Nawet własna siostra się ze mnie śmieje...

Pewien ateistyczny filozof powiedział w czasie wykładu, że nie rozumie katolików, którzy mają kompleks oblężonej twierdzy. „Przecież Chrystus zapowiedział, że Jego uczniowie będą odrzucani i prześladowani nawet przez najbliższych” - przypomniał.

Myślę: Wiara kosztuje. Może za rzadko o tym sobie przypominam?

Myśl dnia

Nie pokładaj ufności w krewnych i bliskich i nie odkładaj na przyszłość sprawy twojego zbawienia, bowiem szybciej, niż sądzisz, ludzie o tobie zapomną.

Lepiej jest wcześniej wypracować sobie zasługi i jak najwięcej wysłać ich przed sobą niż liczyć na obcą pomoc.

Jeśli teraz nie dbasz sam o siebie, któż potem o ciebie się zatroszczy?

Oto teraz czas bezcenny; oto teraz czas sposobny, oto teraz czas zbawienia (2 Kor 6.2).

Czemu, niestety, tak go marnujesz, gdy możesz zbierać w nim zasługi na życie wiekuiste?

Przyjdzie chwila, kiedy o jeden dzień, o jedną godzinę poprawy będziesz wołał, a nie wiem, czy zostanie ci ona dana.

(Tomasz a Kempis)

Czwartek


Czekam na koniec świata (Ap 18,1-2.21-23; 19,1-3.9a; Ps 100; Łk 21,20-28)

Na pytanie „Co słychać?” odpowiadał „Czekam na koniec świata”. Najpierw wszystkich to denerwowało. Potem ktoś mu złośliwie skomentował „A końca świata nie widać...”. To zdanie stało się jego ulubionym powiedzonkiem. Zawsze wypowiadał je z jakimś - nie wiadomo - czy smutkiem, czy rozczarowaniem.

Czy może ktoś szczerze czekać na koniec świata? Czy może szczerze się niecierpliwić, że koniec czasów nie nadchodzi? Oczywiście, nie mówię tu o sekciarzach, którzy otumanieni przez różnych cwaniaków gotowi nie tylko pozbyć się na ich rzecz swoich majątków, ale także popełnić samobójstwo. Mówię tu o chrześcijanach.

Pierwsi chrześcijanie bardzo czekali na koniec świata. Mieli nadzieję, że nadejdzie szybko. Pamiętali bowiem, że na końcu czasów ponownie przyjdzie Jezus.

Przypisywana różnym świętym (od Karola Boromeusza po Stanisława Kostkę) historyjka o grze w szachy i końcu świata (lub śmierci). „Co byś zrobił, gdyby się dowiedział, że za pół godziny będzie koniec świata?”. Jedni by poszli do kaplicy, drudzy do spowiedzi, jeszcze inni biegliby uporządkować swoje sprawy rodzinne. A święty bohater opowiastki mówi, że by wykonał następny ruch.

Myślę sobie: Jaka byłaby moja reakcja na wiadomość o końcu świata?

Myśl dnia

Zważ, najmilszy, od jak wielkiego niebezpieczeństwa możesz się uwolnić i jak wielkiej trwogi uniknąć, byłeś zawsze był bogobojny i pamiętał o śmierci!

Staraj się teraz tak żyć, byś w godzinie śmierci mógł się raczej weselić niż lękać.

Ucz się teraz umierać światu, abyś wówczas zaczął żyć z Chrystusem.

Ucz się teraz wszystkim gardzić, byś mógł wtedy swobodnie pójść do Chrystusa.

Karć teraz swe ciało pokutą, ażebyś mógł mieć potem niezachwianą ufność.

(Tomasz a Kempis)

Piątek


Wszystko idzie zgodnie z planem (Ap 20,1-4.11-21,2; Ps 84; Łk 21,29-33)

Planować czy nie planować? Jak daleko jestem w stanie zaprojektować własną przyszłość? Czasami mam wrażenie, że z moim życiem jest jak z przewidywaniem pogody. Niby umiem rozpoznawać znaki zapowiadające to, co ma się ma wydarzyć, ale jak nadchodzi czas realizacji moich prognoz, rzeczywistość często radykalnie od nich odbiega. Miało być ciepło, a tu śnieg leży i trzeba bardzo uważać, żeby się nie poślizgnąć.

To mnie zniechęca do konstruktywnego myślenia o przyszłości. Boję się kolejnych porażek i zawodów. Mam wrażenie, że rozczarowanie stało się niezbędnym elementem mojego życia. Nie lubię rozczarowań. Sprawiają mi ból.

Najgorsze, że rozczarowuję innych. „Na ciebie nie można liczyć” - powiedziała bardzo ważna dla mnie osoba. „Ale ty uważasz, że obiecać nie grzech”. Nie zawsze muszę wprost obiecywać. Wielokrotnie zdarzało się, że moje zachowanie, moje słowa, były odczytywane jako obietnica.

Wierzę głęboko, że jest Ktoś, kto ma plan całości. Kto wie, co, gdzie i kiedy powinno się wydarzyć. Czasami bardzo trudno mi uwierzyć, że wszystko idzie zgodnie z planem. Ale bez tej wiary przyszło by mi zwariować.

Myśl dnia

Nierozumny, czemu się spodziewasz, że będziesz żył długo, skoro nie masz tu zapewnionego ani jednego dnia?

O, jak wielu się zawiodło i śmierć ich niespodziewanie zabrała!

Ileż to razy słyszałeś, że ten poległ od miecza, tamten utonął, ów spadłszy z wysoka zabił się, ten zmarł przy jedzeniu, a ktoś przy zabawie. Jeden zginął od ognia, drugi od żelaza, ten od zarazy, a tamten napadnięty przez zbójców.

I tak śmierć jest końcem każdego człowieka, a dni jego jako cień przemijają (Ps 143,4).

(Tomasz a Kempis)

Sobota


Nieustanny stan pogotowia (Ap 22,1-7; Ps 95; Łk 21,34-36)

Białoruski kierowca tira sprawiał wrażenie, jakby nie był uczestnikiem zdarzeń. Tymczasem był sprawcą. To on nie opanował pojazdu i przez kilkaset metrów jechał pod prąd. Kilkanaście samochodów zdołało jakoś go ominąć. Ale ten jeden nie. Zginęli oboje - kobieta za kierownicą i jej pięcioletni syn. Ona miała dwadzieścia dziewięć lat. Powoli wspinała się po szczeblach kariery. Właśnie finalizowała doktorat. Fachowcy mówili, że zajdzie bardzo wysoko.

Policja zawiadomiła męża. W ciągu trzech kwadransów był na miejscu. Nie było daleko. Była już blisko domu. Wracała z ważnego spotkania.

Policjant, który dzwonił do męża widząc, jak wysiada z samochodu, powiedział do kolegi:

- Schowaj gdzieś tego kierowcę tira. Facet go będzie chciał zabić.

Potem podszedł do męża i powiedział:

- Chcę panu najpierw coś pokazać. Znaleźliśmy to w torebce pana żony.

Podsunął mu przed oczy zafoliowany kartonik z krótkim tekstem: „W dniu, w którym przyszłaś na świat, wszyscy się cieszyli, tylko ty płakałaś. Żyj tak, aby w dniu, w którym przyjdzie ci rozstać się z tym światem, płakali wszyscy inni, a ty byś uśmiech miała na twarzy i śmierć spotkała spokojnie, kiedykolwiek przyjdzie.”

Potem zaprowadził go do noszy z ciałami. Na twarzy jego żony nie było przerażenia. Był łagodny uśmiech.

Za każdym razem, gdy słyszę o niespodziewanej śmierci jakiegoś człowieka, przypominam sobie, że trzeba żyć w stałej gotowości. Ja też.

Myśl dnia

„A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. To ponowne „przyjście” Chrystusa, to ciągłe Jego przychodzenie, aby być z Apostołami, z Kościołem – to Jego „jestem z wami aż do skończenia świata” – nie zmienia faktu Jego odejścia. Następuje ono po zakończeniu misji mesjańskiej Chrystusa na ziemi, dokonuje się zaś w obrębie zapowiedzianego posłania Ducha Świętego i wpisuje się niejako wewnątrz Jego misji. Dokonuje się też za sprawą Ducha Świętego. Duch Święty sprawia, że Chrystus, który odszedł, przychodzi – teraz i zawsze – w nowy sposób. To nowe przychodzenie Chrystusa za sprawą Ducha Świętego i Jego stała obecność i działanie w życiu duchowym dokonują się w rzeczywistości sakramentalnej. W niej Chrystus, który odszedł w swym widzialnym człowieczeństwie, przychodzi, jest obecny i działa w Kościele w sposób tak wewnętrzny i zespolony, że czyni Kościół swoim Ciałem. Jako Ciało Chrystusa Kościół żyje, działa i wzrasta „aż do skończenia świata”. To wszystko dokonuje się za sprawą Ducha Świętego.

(Jan Paweł II)
«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Listopad 2024
N P W Ś C P S
27 28 29 30 31 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
1 2 3 4 5 6 7
Pobieranie... Pobieranie...