Mądry, bo posłuszny (Pwt 4,1-2.6-8; Ps 15; Jk 1,17-18.21b-22,27; Jk 1,18; Mk 7,1-8.14-15.21-23)
Teraz, jak ktoś chce uchodzić za mądrego i oryginalnego, zaczyna od podważania obowiązujących zasad, reguł i przepisów. Stawia wszystko na głowie, neguje, kontestuje itp. Wywołuje skandal i natychmiast zyskuje zainteresowanie mediów, a w konsekwencji zainteresowanie sporej grupy ludzi. Zachwycają się, cmokają, dyskutują, analizują, interpretują...
Podobnie oceniamy dzieci. Im bardziej nieposłuszne i niegrzeczne, tym częściej różne przyszywane ciotki i wujkowie wpadają w podziw nad jego mądrością i inteligencją. „Daleko zajdzie, bo widać, że ma swoje zdanie” - dywagują dopijając trzecią kawę. Nawet babcie i dziadkowie, którzy mają najwięcej życiowego doświadczenia i powinni wiedzieć, co jest dobre, a co złe, dają się czasami wciągnąć w to demoralizowanie malucha.
Księga Powtórzonego Prawa mówi o zupełnie innym wyrazie mądrości. O posłuszeństwie Bożym prawom i nakazom. Posłuszeństwie jawnym i widocznym z daleka. Posłuszeństwie budzącym podziw. „Strzeżcie ich i wypełniajcie je, bo one są waszą mądrością i umiejętnością w oczach narodów, które usłyszawszy o tych prawach, powiedzą: «Z pewnością ten wielki naród to lud mądry i rozumny».”
Umieć być posłusznym to naprawdę wielka mądrość. Szkoda, że tylu ludzi odkrywa ją za późno.
Wiara bez uwodzenia (1 Kor 2,1-5; Ps 119; Łk 4,18; Łk 4,16-30)
Troszkę mnie niepokoją ludzie, którzy starają się uatrakcyjnić kwestię wiary. Chcą, żeby wiara była taka fajna, taka miła w dotyku, taka pełna zalet i korzyści. I tak o niej mówią. Opowiadają, jak to dzięki wierze ich życie płynie gładko i bez kłopotów, jak to każdy dzień jest słoneczny, ludzie sympatyczni i weseli, a oni sami tacy inteligentni i dobrze ustawieni.
Boję się traktowania mojej wiary jak towaru, który trzeba zareklamować, nie cofając się przed tanimi chwytami, manipulacją, a nawet kłamstwem.
„Mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby się wiara wasza opierała nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” - przypomniał św. Paweł Koryntianom, w jaki sposób głosił im Jezusa.
No właśnie, chyba nie wszyscy współcześni głosiciele Chrystusa traktują sprawę w ten sposób. Chcą być lepsi od samego Boga. Chcą ludzi uwieść, porwać nie dla Jezusa, ale dla siebie. To poważna pokusa - pociągnąć tłumy za sobą. Niebezpieczna. Oj, niebezpieczna.
Poznać to, co Boskie (1 Kor 2,10b-16; Ps 145; Łk 7,16; Łk 4,31-37)
Wczoraj na głównej stronie Onetu jako najważniejszy materiał umieszczony został artykuł z Gościa Niedzielnego, omawiający wyniki badań religijności polskich katolików. Wywołał wielkie zainteresowanie. W kilka godzin znalazło się pod nim ponad tysiąc komentarzy. Smutnych komentarzy. Znacznie smutniejszych, niż sam artykuł.
„Zaczęłam czytać Biblię i odeszłam od katolicyzmu. Jest tyle niezgodności, że głowa boli...” - napisała dziewczyna używająca Nicka ~mmm. Logik z trzema wykrzyknikami zapewnia, że żadna religia nie jest prawdziwa. Racjonalista dowodzi, że jego bogiem jest jego sumienie. Ktoś inny sugeruje: „Podobno najbardziej wierzą Ci co najmniej rozumieją coś z tego w co wierzą”.
Badanie dotyczyło właściwie nie tyle religijności ile znajomości i rozumienia prawd wiary. Jasno z niego wynika, że spora część katolików myli poszczególne prawdy wiary, wierzy nie tak, jak uczy Kościół katolicki, pojmuje katolickie prawdy wiary po swojemu.
Pytanie, dlaczego tak jest?
Problem wcale nie dotyczy tylko naszych czasów. Bo czym innym, jak nie dotknięciem właśnie tego problemu są słowa św. Pawła Apostoła z Pierwszego Listu do Koryntian: „...tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży... Człowiek zmysłowy bowiem nie pojmuje tego, co jest z Bożego Ducha. Głupstwem mu się to wydaje i nie może tego poznać, bo tylko duchem można to rozsądzić.”
Czy to znaczy, że nie mamy szans zrozumieć i nie różnimy się, jako wierzący, niczym od tych komentatorów z Onetu? Ależ nie. „...myśmy nie otrzymali ducha świata, lecz Ducha, który jest z Boga, dla poznania darów Bożych... Któż więc poznał zamysł Pana, tak by Go mógł pouczać? My właśnie znamy zamysł Chrystusowy”.
Najpierw mleko (1 Kor 3,1-9; Ps 33; Łk 4,18; Łk 4,38-44)
Daj niemowlakowi jabłko albo kawał chleba. Nie będzie wiedział, co z tym zrobić. I nie daj się zwieść tym, że wsadzi je do buzi. On wszystko wsadza do buzi. Nie wie jeszcze, co się nadaje do jedzenia, a co nie. Nie potrafi zjeść kromki chleba ani jabłka. Jeśli będziesz go karmić w ten sposób, niemowlak szybko umrze z głodu. Musisz mu dać co innego. Mleko.
Człowiek (zresztą nie tylko on w przyrodzie) w różnych okresach swego życia potrzebuje różnych pokarmów. Najpierw pije mleko. Najlepiej mleko własnej matki. Jeśli jest w ten sposób odżywiany, przez jakiś czas nie potrzebuje niczego więcej. W mleku matki ma dokładnie wszystko, co mu niezbędne do życia.
Karmienie duchowe kieruje się podobnymi zasadami. Przynajmniej św. Paweł Apostoł nie ma co do tego wątpliwości. Nie można od razu dawać chleba. Najpierw trzeba dawać mleko. Najpierw trzeba mówić jak do ludzi duchowych, a dopiero potem jak do duchowych. A cieleśni to według Pawła „niemowlęta w Chrystusie”.
Kiedy człowiek przestaje być niemowlęciem w Chrystusie i może zacząć się żywić „pokarmem stałym”? Patrzę na siebie i widzę, że często wolę duchowe mleko od duchowego chleba. Rosnę. Dojrzewam.
Nie łudź się (1 Kor 3,18-23; Ps 24; Mt 4,19; Łk 5,1-11)
Znasz bajkę o łodzi? Znam. Nie łudź się. Czyli nie niej złudzeń. Czyli nie okłamuj się. Nie wmawiaj sobie mądrości.
Wystarczy kilka sukcesów, kilka udanych wypowiedzi, sensownych działań, skutecznych rad i już zaczynam uchodzić w moim otoczeniu za kogoś mądrego. I zaczynam w tę moją mądrość wierzyć. Zaczynam patrzyć na innych z jej piedestału. Zaczynam nie tylko doradzać, ale również oceniać.
Świat poszukuje mądrości. Mądrości na swoją miarę. Mądrości tego świata. Szuka ludzi mądrych, aby powoływać się na ich mądrość, aby uczynić autorytetami, aby pytać ich o to, dlaczego pada deszcz, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze, jakiego koloru jest kolor zielony.
Łatwo się dać nabrać na to pragnienie mądrości. Łatwo zostać przyziemnym autorytetem. Łatwo zostać specjalistą od wszystkiego. Można wtedy bez trudu zrobić karierę w telewizji, stać się kimś rozpoznawalnym, znanym.
„Niechaj się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupi, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga” - św. Paweł Apostoł nie dba o delikatność. Brutalnie mówi jak to jest. Bez owijania w bawełnę mówi każdemu mądremu tego świata: „jesteś głupi”.
Na prowincji (Mi 5,1-4a; Ps 96; Rz 8,28-30; Mt 1,1-16.18-23)
Nie tylko w Polsce mamy do czynienia ze zjawiskiem, które ktoś nazwał „centrocentryzm”. Wszystko musi być centralne. Nawet w Kościele się to pojawia. Raz po raz można usłyszeć, że odbędą się „centralne obchody...”, a nawet zapowiedzi „centralnych mszy”.
Bóg nie jest zwolennikiem „centralizacji”. Postanowił, że Mesjasz nie urodzi się w centrum politycznym, społecznym, gospodarczym, religijnym. Wybrał miejscowość na uboczu, niewielką, właściwie bez znaczenia.
Patrzenie na wszystko tylko z punktu widzenia centrum to poważny błąd. Nieruchome tkwienie w centrum sprawia, że nie dostrzega się wielu, wielu ważnych spraw. Im dalej od centrum, tym bardziej wszystko wydaje się rozmazane, niewyraźne, byle jakie, nic nie warte.
Jezus nie tylko urodził się „na prowincji” w Betlejem. Nazaret też był na uboczu. Nie miał dobrej sławy.
„Centralne” myślenie zamyka człowieka w klatce. Ogranicza jego możliwości. Fałszuje perspektywę. Dzieli świat na centrum i całą resztę.
Jan Paweł II zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego tak dużo podróżował. Zmienił sens starego powiedzenia: „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Dzięki niemu zaczęły prowadzić „z Rzymu”.
Głupi dla Chrystusa (1 Kor 4,6-15; Ps 145; J 14,6; Łk 6,1-5)
To była bardzo ciekawa dyskusja. A właściwie kłótnia. Poszło o to, dlaczego inne religie nie wahają się w obronie godności swoich wyznawców sięgać po bardzo ostre środki, z odbieraniem życia prześladowcom i szydercom włącznie, a chrześcijanie (zwłaszcza katolicy) jak potulne cielęta znoszą najobrzydliwsze ataki.
Do rzadkości należą sytuacje, gdy jakiś katolik oddaje sprawę do sądu, bo obrażono jego religię. Nie tylko w Polsce. Wszędzie. Świat przyzwyczaił się, że generalnie z religiami trzeba uważać, ale z chrześcijanami (a zwłaszcza z katolikami) można sobie na bardzo dużo pozwolić, bo najwyżej coś pod nosem pomarudzą, ale żadnych skutecznych działań rewindykacyjnych nie podejmą.
Dlaczego tak jest? Bo przykład idzie z góry. A konkretnie od Apostołów. Taki św. Paweł na przykład tak pisał do Koryntian: „My głupi dla Chrystusa (...) Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i odrazą dla wszystkich aż do tej chwili”.
Pisał co prawda o kondycji Apostołów, ale przecież każdy chrześcijanin jest w swoim środowisku apostołem.
Kiedy słyszę w telewizji, na ulicy, w szkole albo kiedy czytam w Internecie (to prawdziwa kopalnia obraźliwych tekstów pod adresem wierzących chrześcijan) słowa, które obrażają mnie i moją wiarę, po prostu mnie skręca. Nieraz próbuję odpowiadać, tłumaczyć. Ale moje słowa zwykle trafiają w próżnię lub w ogóle (w przypadku Internetu) gdzieś przepadają. To mnie jeszcze bardziej złości. I myślę sobie: „To nie takie proste być głupim dla Chrystusa”.