Kubek pragnień (Wj 17,3-7; Rz 5,1-2.5-8; J 4,5-41)
„Panie Jezu, Ty jesteś źródłem, którego wybrani pragną i nauczycielem, którego poszukują.” Tak rozpoczyna się egzorcyzm, jaki jest odmawiany nad kandydatami do chrztu w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. We wprowadzeniu czytamy, że obrzęd ten ma „obudzić pragnienie oczyszczenia z grzechów i odkupienia przez Chrystusa”, a owocem tego doświadczenia ma być „postęp w poznaniu grzechu i w pragnieniu zbawienia”.
Jak Samarytanka staję przed Panem i podaję Mu kubek. Niestety, nie ma w nim wody żywej. Wypełniają go moje pragnienia. Jak w puszce Pandory, kłębią się egoizm i pycha, lenistwo i zazdrość, gniew i przygnębienie… Wiem, dlatego nie odważę się powiedzieć, że jestem niewinny. Nie odważę się też pytać zaczepnie: „Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, bym dał Ci się napić?” Odważę się prosić. „Z miłością zatem uwolnij ich od słabości, przywróć zdrowie chorym, nasyć pragnących i udziel im pokoju. Mocą Twego imienia, które z wiarą wyznajemy, przybądź teraz i ulecz ich.”
Panie, wiem, że nie chciałeś pić. Chciałeś oczyścić…
Podróżnych w dom przyjąć: Pierwsze spotkanie z „obcym” z reguły naznaczone jest dużą nieufnością. Co robię, by nieufność nie paraliżowała moich uczynków?
Święty jak Naaman (2 Krl 5,1-15a; Łk 4,24-30)
Kiedyś wytłumaczono mi, kim jest odkrywca. Otóż przeważnie bywa tak, że spore grono osób jest głęboko przekonanych, że coś jest niemożliwe. I oto pojawia się ktoś, kto o tym nie wie. Właśnie tej osobie, ku zdumieniu wielu, udaje się dokonać niemożliwego.
Podobnie jest ze świętością. Wielu specjalistów od tzw. normalnego życia twierdzi, że w zasadzie jest ona niemożliwa. Bo jak pogodzić korepetycje z Drogą Krzyżową, niedzielną Mszę świętą z potrzebą odpoczynku po pracowitym tygodniu, piątkowy post z połowinkami, zwykłą uczciwość z prowadzeniem własnego biznesu, hojność względem ubogich z pustką w portfelu, prawdomówność z koniecznością drobnych kłamstw, powagę Wielkiego Tygodnia z biciem nowego rekordu…
I nagle pojawia się „niespecjalista”. Nie zna normalnego życia. Nie wie, że przez Drogę Krzyżową można dostać słabszą ocenę z zadanego projektu; że jadąc po szychcie na poranną Mszę św. można w następnym tygodniu nie być zdolnym do pracy; że udział w połowinkach jest najważniejszym wydarzeniem w życiu nastolatka; że warsztat samochodowy będzie dobrze prosperował tylko dzięki oszustwom; że przez dawanie jałmużny można zbiednieć; że Wielki Tydzień jest rachitycznym przejawem egzystowania odchodzącego w przeszłość ciemnogrodu…
Dlatego po piątkowej drodze Krzyżowej robi najlepszy w grupie projekt; dzięki niedzielnej Mszy św. odnajduje w sobie siłę do wzorowego wypełnienia zawodowych obowiązków; w czwartkowe popołudnie organizuje najlepsze połowinki w powiecie; dzięki uczciwości jego warsztat samochodowy zyskuje sławę i dużą grupę klientów; każda złotówka, dana na jałmużnę mnoży mu się w kolejnych dziesięć a przeżyty z rodziną Wielki Tydzień daje więcej radości niż sto rekordów Guinnesa.
W dodatku ciągle dziwi się, że dając tak niewiele, tak wiele otrzymuje. I w ten sposób, nie wiedząc, że to niemożliwe, zostaje świętym. Jak Naaman, któremu na początku też wydawało się niemożliwym, by zanurzenie w wodach Jordanu mogło cokolwiek zmienić w jego życiu. Na szczęście wybrał bycie „niespecjalistą”.
Podróżnych w dom przyjąć: Właśnie dowiedziałeś się, że jutro przez twoją miejscowość będzie szła pielgrzymka narkomanów i proszą o nocleg…
Jak Azariasz (Dn 3,25.34-43; Mt 18,21-35)
Będąc małymi dziećmi przeżyli wielką tragedię. Obydwaj patrzyli na śmierć rodziców. Potem przyszedł czas głodu, poniewierki, tułania się kątem po obcych ludziach. Ci, wiadomo, nakarmili, przyodziali, ale obcymi pozostali. Kilka razy w roku wracali tam. Z uporem kosili łąkę wokół coraz bardziej zapadających się w ziemię zgliszcz i czyścili las. W przerwach wsłuchiwali się w szum potoku, długo błądzili wzrokiem po majaczących się w oddali szczytach Tatr i marzyli o nadejściu czasów, gdy to miejsce znów zacznie tętnić życiem i miłością. Co ciekawe, nigdy nie usłyszałem skargi, słów nabrzmiałych żalem i nienawiścią, pretensji do kogokolwiek, choć pewnie było się wielu, na których mogliby zrzucić winę za swój los. Tam też widziałem ich po raz ostatni razem. Czułem się trochę jak intruz, z boku i obserwując tę intymną, rodzinną scenę. Stali w miejscu, gdzie było wejście do tej piwniczki, jak małe dzieci trzymali się za szyję i płakali.
Nie wiem, czy znali historię Azariasza. Ale śmiem przypuszczać, że modlili się właśnie jego słowami. „Nie zawstydzaj nas, lecz postępuj z nami według swej łagodności i według wielkiego swego miłosierdzia.”
Podróżnych w dom przyjąć: Co oznacza dla ciebie gościnność? Zastawiony stół czy otwarte oczy, uszy i serce?
Strzeż i pilnuj (Pwt 4,1.5-9; Mt 5,17-19)
Jacques Fesch, skazany przed kilkudziesięciu laty na karę śmierci za zabójstwo, napisał w swoim więziennym dzienniku nawrócenia, że „istnieje psychoza strachu. Jak ptak zahipnotyzowany przez węża nie może się ruszać, jak alpinista doznający zawrotu głowy sam rzuca się w przepaść, umysł nasz w końcu ulega strasznemu pochłonięciu przez ową myśl, znika cała zdolność refleksji i nie można inaczej wyzwolić się od zła, jak je popełniając.” To spostrzeżenie można dedykować wszystkim, którzy słowa Mojżesza o pilnowaniu swej duszy pojmują jako zachętę do nieustannego wchodzenia w głąb siebie i obrony przed zewsząd atakującą pokusą do grzechu.
Jak uchronić się przed pokusą prowadzącej do neurotycznych lęków, egocentrycznie nastawionej duchowości? Słuchajmy uważnie Mojżesza. „(…) Byś nie zapomniał o tych rzeczach, które widziały twe oczy: by z twego serca nie uszły po wszystkie dni twego życia.” Już za niespełna miesiąc, w Noc Paschy, Kościół będzie modlił się słowami: „niech wszyscy odkupieni zrozumieją, że wspaniałe było dzieło stworzenia świata, a jeszcze wspanialsze jest dzieło zbawienia, które dokonało się przez wielkanocną ofiarę Chrystusa”. Tą drogą prowadzi nas każda Msza święta, gdy zaprasza do wychwalania Ojca nieskończonej dobroci, który przez swojego Syna zawiera z ludźmi nowe przymierze; „przymierze tak mocne, że nic nie może go złamać”, pokusie zapatrzenia w siebie przeciwstawiając propozycję zapatrzenia z Jezusa.
Podróżnych w dom przyjąć: Bywa tak, że ktoś wyciąga rękę na powitanie, a ty swoją chowasz, bojąc się, by jej nie ubrudzić. A nie boisz się brudu na duszy i plamy na honorze…?
Nie nadstawili uszu (Jr 7,23-28; Łk 11,14-23)
W poniedziałek i wtorek obserwowałem na rekolekcjach szkolnych grupę młodzieży gimnazjalnej. Z pewnym przerażeniem zauważyłem, że od momentu wejścia do kościoła byli „obok” albo zupełnie „gdzie indziej”. Ich twarze nie zdradzały najmniejszego zainteresowania liturgią i kierowanym do nich słowem. To spostrzeżenie zmusza do szukania przyczyn. Najłatwiej – oczywiście – zacząć narzekać na czasy i młodzież oraz mówić o powszechnej obojętności i zdziczeniu. Jednak taka diagnoza daleka jest od intelektualnej uczciwości, przy tym pachnie odrobiną manicheizmu. Osobiście coraz bardziej odnoszę wrażenie, że oni po prostu są dziećmi nowej religii, w której priorytet przyznaje się biologicznemu ciału i nie znajduje się innego przedmiotu namiętności niż utrzymanie poziomu życia. Warto przy tym zauważyć, że nie oni ją wymyślili, ale zostali w nią wtajemniczeni przez dorosłych.
W modlitwie nad darami Kościół prosi dziś: „Miłosierny Boże, oczyść swój lud od wszelkiej zmazy grzechu i przyjmij jego dary; nie pozwól, alby lgnął do fałszywych radości, lecz prowadź go do prawdziwego szczęścia”. Trudno posądzać Pana Boga o to, że nie pragnie naszego szczęścia . Problem zatem nie tkwi w wysłuchaniu modlitwy, ale w zrozumieniu przez człowieka, że tą fałszywą radością jest bałwochwalczy kult troski o własne ciało z zupełnym pominięciem troski o własną duszę. Nawrócenie, do którego wzywa Jeremiasz i werset przed Ewangelią, to przywracanie właściwych miar i proporcji.
Podróżnych w dom przyjąć: Spotkałeś na ulicy dawno nie widzianego kolegę. Dowiedziałeś się, że odnalazł twój adres i zamierzał w najbliższym czasie odwiedzić cię. Ale ty, rozmawiając z nim żułeś gumę, co zostało odebrane jako brak szacunku i pewna forma lekceważenia…
Jak żaba (Oz 14,2-10; Mk 12,28b-34)
Ksiądz Franciszek Blachnicki porównał kiedyś spowiadających się w okresie wielkanocnym do żaby, która obmyła się w czystej wodzie, posiedziała na słońcu, a potem znów wskoczyła w błoto. Zdziwionym słuchaczom tłumaczył później, że dla wielu z nas normalny dla chrześcijanina stan łaski uświęcającej jest nienormalnym gorsetem, wkładanym na święta, natomiast nienormalny stan życia w grzechu jest normalnym stanem egzystowania przez większą część roku.
Dlaczego tak się dzieje? Po pierwsze nie patrzymy na życie w perspektywie wybrania nas przez Boga, obdarzenia godnością Jego dziecka i powołania do świętości. Po drugie nawrócenie bardziej kojarzy nam się z samą spowiedzią i wyznaniem grzechów aniżeli z długim, naznaczonym wielkim duchowym wysiłkiem procesem zrywania z grzechem i upodabniania się do Jezusa. Nie wystarczy zabrać ze sobą słowa i wołać ‘przebacz’. Odpuszczenie win rozpoczyna czas leczenia niewierności, przywracający człowieka do stanu, w którym na nowo „rozkwitnie jak lilia, jak topola rozpuści korzenie (…) i będzie wspaniały jak drzewo oliwne”.
Zamiast jak żaba czekać na wielkanocną okazję powrotu do błota, módlmy się wraz z całym Kościołem: „Boże, wlej w nasze serca swoją łaskę, abyśmy powściągali zmysły od grzesznych nadużyć i z Twoją pomocą zachowali słowa życia wiecznego.”
Podróżnych w dom przyjąć: Jak dobrze pójdziecie, to za godzinę dojdziecie. I kolejne drzwi zamknięte przed nosem. Wreszcie, długo po północy, w oddali zamajaczyło światło świecy w oknie. To chyba tu. Wyciągnięte ręce natychmiast wciągnęły nas do środka. Jeszcze nie zdążyliśmy zdjąć z ramion plecaków, a już na stole pojawiła się gorąca herbata, chociaż przedtem nikt nie pytał, czy będziemy mieli czym zapłacić.
A jeśli… (Oz 6,1-6; Łk 18,9-14)
…ani faryzeusz, ani celnik? Jeśli mam tyle oleju w głowie, by jak faryzeusz nie wynosić się nad innych, równocześnie nie mając tyle pokory, by jak celnik bić się w piersi i wołać o miłosierdzie? Wiem, miłość moja „podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika”. Wystarczy Ci takie wyznanie?
„Choćby grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją.” „Po dwu dniach przywróci nam życie, a dnia trzeciego nas dźwignie.” Bóg okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy jeszcze byli grzesznikami.”
A jeśli wystarczy Ci takie wyznanie, nie zabijaj mnie słowem ust swoich, ale zaczekaj na mnie w przedsionku świątyni, aż przyjdę i zapłaczę.
Podróżnych w dom przyjąć: A jak przyjmujesz wracającego pod dach twojego serca syna marnotrawnego?