Ja uważałem się za odrzuconego, potępionego człowieka, który nie ma prawa do niczego, a tu takie słowa. Nastała burza w moim wnętrzu, w umyśle rozdwojenie. Wszystko się przewróciło do góry nogami, ale w moim życiu zapaliła się iskra nadziei, że jeszcze nie wszystko jest stracone.
Mam dwadzieścia osiem lat i od ponad ośmiu lat przebywam Zakładzie Karnym. I tu w więzieniu wszystko się zaczęło. To tu otrzymałem łaskę nowego życia, życia w Bogu. Tak wiele musiałem przejść, aby w więzieniu zrozumieć, że życie polega nie tylko na życiu cielesnym ale że jest coś więcej. Teraz z perspektywy czasu widzę jak to wszystko układa się w całość…
Mój ojciec był alkoholikiem. Rodzinę miałem dużą ale niełatwą. Po jakimś czasie i ja zacząłem pić. Jak piłem to wszystko się przestawiało w mojej głowie. I prawdę mówiąc myślę, że dlatego tu jestem. Miłości szukałem na ulicy. Tam koledzy, alkohol, dziewczyny ale trzeba było mieć pieniądze, więc przestępstwa. Za wszystko trzeba było zapłacić. Tak bardzo żałuje tego wszystkiego. Wiem, że Bóg mi wybaczył i modlę się za te osoby, które kiedyś w jakikolwiek sposób skrzywdziłem. Chociaż to mogę zrobić. Ulica była moim drugim domem, tam się najlepiej czułem, wśród swoich. Po co miałem wracać do domu, jak tam ojciec pijany, awantury i krzyki. Zastanawiam się jak można znaleźć miłość w takim domu. Może ona gdzieś tam była ale ja jej nie widziałem. Wchodziłem w swój zafałszowany świat i zamykałem się w sobie, lecz najbardziej bolało mnie, że nic nie mogę zrobić, gdy widzę jak matka i rodzeństwo cierpi.
W 1999 roku, kiedy zostałem osadzony w toruńskim Areszcie przed Świętami Bożego Narodzenia, leżąc w koju zacząłem rozmyślać nad swoim życiem i zacząłem rozmawiać z Bogiem tak jak tylko potrafiłem. Po prostu wylewałem przed Nim wszystko co kryło się w moim sercu. To była moja osobista spowiedź przed Bogiem, płakałem i nie potrafiłem powstrzymać łez. Kolega z którym przebywałem w celi nic nie mówił, milczał. Chyba mnie rozumiał, choć nigdy później nie rozmawialiśmy o tym zdarzeniu. W Areszcie nie chodziłem na Msze Święte, ale modliłem się jak umiałem. Po jakimś czasie zobaczyłem u jednego ze współosadzonych, że ma różaniec… Dyskretnie poprosiłem go o niego, a on bez wahania mi go ofiarował. Przed świętami chodził Ksiądz kapelan, ale ja nie miałem odwagi prosić go o spowiedź. Pozostawił mi on książeczkę o Ks. Jerzym Popiełuszko, przy której również się popłakałem. Nieustannie gryzło mnie sumienie. Sam nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego tyle zła uczyniłem.
Po roku przebywania w Areszcie przewieziono mnie do Zakładu Karnego. Na początku nie potrafiłem odnaleźć się w tym miejscu. Siedziałem tylko w celi. Nie wychodziłem nigdzie. Trwało to prawie rok do momentu, gdy zaproponowano mi pracę. Miałem wychodzić i sprzątać korytarze. Byłem zadowolony - byle jak najdłużej być poza celą. W 2001 roku w niedzielę wszedł oddziałowy do celi i powiedział, że jest spotkanie z Kapelanem i kto chce iść niech się ubiera. Do dzisiaj nie wiem jak się to stało, ale automatycznie z celi wyszła nas czwórka. To było jakby ktoś nas ciągnął. Spotkania z Kapelanem nie było, ponieważ to było spotkanie z grupą Odnowy w Duchu Świętym z Bydgoszczy. To było moje pierwsze zetknięcie ze wspólnotą. Szok, dla mnie to był szok. Słyszałem jak jeden człowiek mówi o Miłości Boga, że Bóg kocha teraz i tu, że kocha mnie takim jakim jestem, że nie ważne co było i co robiłem. On i tak mnie kocha. Słuchałem tego z otwartymi ustami. Po spotkaniu ciągle myślałem o tym co usłyszałem. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Ja uważałem się za odrzuconego, potępionego człowieka, który nie ma prawa do niczego, a tu takie słowa. Nastała burza w moim wnętrzu, w umyśle rozdwojenie. Wszystko się przewróciło do góry nogami, ale w moim życiu zapaliła się iskra nadziei, że jeszcze nie wszystko jest stracone. Już wiedziałem, że za tydzień, w kolejną niedzielę również udam się na to spotkanie. Kolejny etap nowego więziennego życia. To Pan mnie prowadził. Teraz to wiem. Nie zostawił mnie samego, gdy się zagubiłem. On mnie odnalazł, wziął na ramiona. Nieustannie mi mówi, że jestem dla niego bardzo cenny, że mnie kocha i nigdy mnie nie opuści. Ja nie chciałem zmarnować okazji. Chwyciłem wiatr w żagle. Nie było mi łatwo i nie jest ale przyznam, że jest lżej. Przebywam w specyficznym miejscu, gdzie nie ma zrozumienia dla takich osób jak ja. To nie powstrzymuje mnie od dalszej drogi. Idę dalej, bo wiem że warto. Boża Miłość jest naprawdę wspaniała.
Świadectwo zaczerpnięte ze strony Bractwa Więziennego w Bydgoszczy