Rozważanie V Tajemnicy Radosnej - Znalezienie Pana Jezusa w świątyni.
Rodzice Jego chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go.
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. Lecz On im odpowiedział: „Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?”. Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. (Łk 2, 41-50)
1.
Według tradycji żydowskiej chłopiec osiąga pełnoletność w wieku trzynastu lat. W świat dorosłości wprowadza go rytuał Bar micwa (Syn przykazania), który podkreśla jego nowe związanie z Prawem i ciążącą na nim odtąd odpowiedzialność za przestrzeganie przykazań. Podczas tej ceremonii dziecko po raz pierwszy czyta publicznie przeznaczony na ten dzień fragment z ksiąg prorockich, a jego ojciec wypowiada słowa: „Błogosławiony niech będzie ten, który zdjął ze mnie odpowiedzialność za tego chłopca”.
Niektórzy komentatorzy właśnie z tym wydarzeniem łączą opisaną w powyższej Ewangelii pielgrzymkę Świętej Rodziny do Jerozolimy. Wprawdzie Jezus miał tylko dwanaście lat, ale może doroczna wizyta w świątyni była dobrą okazją, aby nieco przyspieszyć i tak czekającą go wkrótce celebrację. A może Jezus wyprzedzał swój wiek biologiczny i „wybił się na niepodległość” przed kulturowym potwierdzeniem jego samodzielności?
Fakt, że zniknął z oczu swoich opiekunów na cały dzień (co ich początkowo nie niepokoiło), świadczy o tym, że Maryja i Józef dawali Mu dużą dozę wolności. Zdawali sobie bowiem sprawę, że dwunastoletni chłopiec potrzebuje do swojego rozwoju stopniowego wychodzenia spod bezpośredniej rodzicielskiej kontroli. Tylko w ten sposób dziecko może uczyć się przejmować odpowiedzialność za swoje życie. Dobrze obrazuje to nauka jazdy na rowerze. Jeśli rodzic nigdy nie wypuści z ręki siodełka, dziecko nigdy nie nauczy się samodzielnego utrzymywania równowagi.
Warto w tym kontekście postawić sobie pytania: Czy potrafimy dawać naszym bliskim wolność potrzebną do ich rozwoju? Czy rozumiemy ich potrzebę własnych poszukiwań, czasu dla siebie, czy też samolubnie ich ograniczamy, chcąc ich podporządkować naszym ciasnym oczekiwaniom i pragnieniom? Zaborczość w miłości rodzicielskiej jest jednym z najpoważniejszych defektów, zaraz po braku zainteresowania dzieckiem. Ilu dzieciom rodzice przeszkodzili w podjęciu właściwej im edukacji pod pozorem zapewnienia im bezpieczeństwa i wygody? Tak wymuszona pasywność dzieci nieraz mści się w ich przyszłym życiu, bo człowiek, który nie realizuje życiowych wyzwań na jego miarę, nie potrafi być szczęśliwy.
Dawanie wolności w miłości nie dotyczy tylko relacji rodzicielskiej czy wychowawczej. Jest ono konieczne także w miłości małżeńskiej. Małżonek, który z lęku ograniczałby drogę rozwoju współmałżonka, chcąc zamknąć go w „złotej klatce”, łamałby przysięgę miłości, jaką wypowiedział podczas celebracji sakramentu małżeństwa.
Dobrze rozumiane wolność i zaufanie są również podstawowymi składnikami we wszystkich relacjach zawodowych, zwłaszcza tych dotyczących przełożeństwa i bycia podwładnym. Szef, który chce wszystko kontrolować i nie pozwala podwładnym samodzielnie podjąć żadnej decyzji, sprowadza ich do roli sprawia bezwolnych trybików w maszynie, tak że nie są w stanie rozwijać się zawodowo. W ten sposób deptana jest godność pracowników. Pozbawienie ich możliwości twórczych mści się tym samym na funkcjonowaniu całego mechanizmu. Warto zatem pod tym kątem spojrzeć na swoje zaangażowanie zawodowe: Czy pozwalamy tym, z którymi pracujemy, na twórczość, czy też w zaborczy sposób chcemy ingerować w każdą, nawet najmniej ważną decyzję?