Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Świetliki, łuna, biały habit Sary
I ja, i moje życie, moje błędy, moje wiersze.
Na przykład teraz: wyszedłem przed rząd kamedulskich cel, ciepłą, bezksiężycową nocą. Na krzewy jaśminu padają akurat ciepłe krople deszczu. W powietrzu wisi mieszanina goryczy i woni przebaczenia. Renesansowa fasada kościoła nie ustępuje ani Sienie, ani Florencji. I to zdanie ma argumentów wiele, nie tylko słowiański kompleks. Kościół stoi w niezwykłym blasku, Adamie. Mój wiersz je (i kościół, i blask) znalazł tej nocy.
A jeśli w nim, w kościele, jak napisałeś kiedyś, ciągle jednak „śpiewają samotni”, więc jeszcze łza nie spływa z dzwonnicy, więc nawet drzewa wstrzymują płacz.
Skąd blask idzie, skąd poświata, łuna, prześwietlenie polany? Musi być gdzieś światło, jego najpierwotniejsze źródło, skoro mrok trwogi znika, skoro są świty i białe, bolesne noce. I zorze polarne, i ognie świętego Telma.
3 lipca 2002
Nad łąkami słońce, zawrotność; wraz z zawijasami wiatru – nawroty lipcowych zapachów. Idziemy zakosami, w ramiona cienia, w nieodległy las. Ale i tu dopadają nas promienie, przenikające bukowe konary. I powstają jasne plamki, ulotne, żyjące długością kroku, gestu dłoni – na naszych twarzach, na białym habicie Sary, na kępkach mchu. Idziemy więc trochę w świetle, nieco w cieniu. Przeskakując granice blasku i mroku, tematy, strzępy wspomnień. Chwila jest nie do zatrzymania, to już wiemy, więc dajemy ją sobie taką, jaka jest: jedyną, mijającą. Pełną dłonią. Ludzką, wiec niewielką: na rozpiętość pięciu palców, pośpiesznie opowiedzianej historii. Jeszcze jeden zakręt, jeszcze jeden promień, jeszcze... Aż w długi cień.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |