Trąba Boża

O mówieniu w kółko tego samego, opętanych kotach i strażackich syrenach z o. Stanisławem Jaroszem rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Słuchając dwukrotnie rekolekcji prowadzonych przez Ojca, zauważyłem, że Ojciec często mówi o sobie. Trochę jak św. Paweł, który też często mówił o sobie.

– O sobie mówię z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że nie potrafię powtarzać tego, co powiedzieli inni. Kiedyś słyszałem, jak mój kolega posłużył się na ambonie takim kaznodziejskim przykładem: Dziecko poszło na operację. Lekarz, niewierzący, mówi mu: „Słuchaj, teraz pójdziesz spać, a my ci zrobimy operację”. A dziecko na to: „A jeśli idę spać, to muszę się pomodlić przed snem”. I klęknęło na stole operacyjnym. Mój kolega tak to opowiedział, że aż serce się krajało. Ja też to chciałem zrobić. Wszyscy płakali…, ale ze śmiechu (śmiech). I wtedy zrozumiałem, że nie mogę opowiadać jakichś przykładów z książki do kazań. Ja muszę mówić to, za co dałbym sobie obciąć rękę. A drugi powód, to bardzo mi zależy na tym, żeby słuchacza nie obrazić. Ja go mogę zdenerwować, ale nie wolno mi go „dotykać”, punktować. Chcę tak powiedzieć, żeby mu to kością w gardle stanęło i długo nie mógł przełknąć, ale nie wolno mi krzyczeć czy ranić. Dlatego mówię świadomie o sobie, żeby czasami kogoś nie sponiewierać.

Czy kaznodziei nie grozi pokusa bycia gwiazdą?

– Robiłem sobie taki rachunek sumienia. Zastanawiałem się nad tym, czy moja chęć mówienia nie jest formą pychy, szukaniem zadowolenia, leczenia kompleksów na zasadzie „jak nie możesz błysnąć mądrością, to przynajmniej walnij głupotą, a zauważą cię”. Św. Paweł głosił Ewangelię z miłości do Jezusa, a ja mam jej wciąż za mało. Jako człowiek pyszny zawsze chciałem dobrze wypaść. Przez 15 lat nie śpiewałem prefacji, żeby się nie skompromitować. I chyba o. Pelanowski powiedział mi: „Stanisław, jesteś taki pyszny, że dla Jezusa nie chcesz stracić twarzy. Powiedz Mu wreszcie: Panie Jezu, dla Ciebie jestem gotów wyjść nawet na idiotę, byleby Ci chwały nie ubyło”. To trafiło celnie w tę moją osobowość, szukającą oklasków i aplauzu. Zrozumiałem, że jeżeli będę mówił prawdę o Jezusie Chrystusie, to reszta sama przyjdzie. Kiedyś miałem psa i tak patrząc na niego, powiedziałem: „Panie Jezu, ja dam głos: hau, hau, a Ty dasz słowo, żeby w moich ustach było tylko to, co Ty chcesz” (śmiech).

A miał Ojciec takie sytuacje, że – jak Paweł – został wyśmiany albo że przepowiadanie nie przyniosło żadnych owoców?

– Ja nie czekam nigdy na owoce. Kieruję się zasadą: ty zrób swoje, masz zaorać i zasiać. Nie zapinaj snopowiązałki za siewnikiem, bo to nie ten czas. Zostaw owoce komuś innemu. Nieraz czułem się totalnie przegrany, wydawało mi się, że nic z tego nie wyszło, zwłaszcza na rekolekcjach dla księży czy zakonników. Nieraz ktoś mi powiedział: „Ale ojciec przynudzał, trzeba było coś doczytać”. Ale ja się nigdy tym nie przejmowałem. Zawsze czuję się niegodny, i nawet jak mnie ktoś chwali, to wiem, że to żadna zasługa trąby, że ktoś w nią dmuchał.

Ojcu nie nudzi się powtarzanie w kółko tego samego?

– Nie. Bo to działa. To jest jakaś tajemnica, że to podstawowe orędzie działa. Mnie samemu ani baty, ani straszenie nie pomagało. Mnie do skruchy skłoniło tylko to jedno: że tak bardzo kocha mnie Pan Bóg, mimo że jestem tak bardzo niewdzięcznym materiałem. Diabeł poprzez zranienia naszych rodziców czy różne życiowe historie trzyma nas w garści. Stajemy się żebrakami szczęścia i On daje nam swoje zabawki. Albo nas szantażuje strachem. Przypomina mi się taka historia, jak to pewien kanonik miał pełno kotów, które wszędzie latały po całej plebanii. I nikt tego już nie umiał wytrzymać. Jeden wikary wziął się na sposób pod nieobecność proboszcza. Kiedy koty siadały z nim do stołu, wyciągał wielki krzyż i każdego kota walił w łeb. Koty siedziały już odtąd grzecznie w koszyku. Kiedy kanonik wrócił, wikary mówi mu: „Księże kanoniku, te koty mają demony”. „Ależ co za bzdury”. „To niech im ksiądz krzyż
pokaże”. Kiedy koty zobaczyły krzyż, pouciekały na firanki. I diabeł ma tę samą metodę. Mówi nam ciągle: „Będziesz cierpiał, stracisz zdrowie, kto się tobą zajmie na starość, nie wychylaj się, bo dostaniesz w łeb”. I lekarstwem na to jest właśnie ta wieść o miłości Boga, o tym, że Jezus stał się nam bratem. Czemu odpowiedzią na nasze czasy było objawienie miłosierdzia Bożego? Bośmy z teologii zrobili moralizm albo prawo. Świadomość, że Bóg mnie miłuje, jest kluczowa. Przez dwadzieścia lat mówię w kółko: „Jestem grzesznikiem, ale Bóg kocha mnie ogromną miłością, i ty też możesz tego doświadczyć”. Od ludzi wiem, że to im bardzo pomagało, że to słowo wyciągało ich z wielu rzeczy. Jak byłem przez 6 lat proboszczem w Toruniu, to mnie nawet przezywali „Proboszcz – Pan Bóg cię kocha”. I po latach ktoś z tych parafian mi powiedział: „Stanisław, wpadłbyś do nas, wiesz, jak długo nikt nam nie mówił, że Pan Bóg nas kocha?”.

 

 

 

 

 

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Marzec 2024
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
Pobieranie... Pobieranie...