Cztery homilie
ks. Tomasz Horak
Grudniowy świt w górach. Wyszedłem przed ochotnicki kościół. Daleko, w ciemności dziwnie podskakiwały nikłe światełka. Za kwadrans były bliżej. Czworo dzieci szło z lampionami na roraty. „Pochwalony Jezus Chrystus!” zakrzyknęły gromko. „Na wieki! Skąd idziecie?” „Ze Skałki”. Z letnich włóczęg po Gorcach wiedziałem jak to daleko. Musiały dzieciska wstać dobrze przed piątą, żeby na tę godzinę dojść. To pierwsza barwa Adwentu: roratnia.
Od lat sceneria naszych dni jest nasycona jeszcze inną barwą: polityczną. Każdego roku na coś czekamy. To z obawą, to z nadzieją. Adwent to czekanie. Także na to, by kształt świata był sprawiedliwszy, lepszy. By światełka w ręku dobrych ludzi stały się zapowiedzią wschodu słońca. Tego roku czekamy z wyjątkową nadzieją, której spełnienie złożono w nasze ręce. Wybraliśmy posłów i senatorów, wybraliśmy chyba dobrze. Choć, wiadomo, Polska nie odmieni się z dnia na dzień.
Jest i trzecia barwa Adwentu. Wyjątkowo mocno odczuliśmy przed kilku laty małość człowieka. Powódź: żywioł, potężny, nieoczekiwany, nie do opanowania. Woda, jak adwentowe pukanie zjawiła się u drzwi i kazała zostawić wszystko. Kazała w ciągu kilku minut dokonać wyboru: co najważniejsze i kto najważniejszy. Żywioł przypomniał o przemijalności świata, o kruchości tego, co człowiek przez lata buduje. To też Adwent. A jest on udziałem każdego, niezależnie od języka, religii, majątku.
Człowiek niechętnie o przemijaniu myśli. Dlatego dobrze, że znów czytamy Jezusowe ostrzeżenie. On jest realistą, który więcej wie niż my: „Będą znaki..., na ziemi trwoga bezradnych narodów..., ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Nie lubimy takich ostrzeżeń i takich realistów. Tak bardzo byśmy chcieli życia i świata bez stresów: pomyślność i sukces, szczepionki na każdą chorobę. I koniecznie bez powodzi, bez trzęsień ziemi, bez wojen. A tu Jezus ze swoim szorstkim realizmem!
Jego realizm sięga dalej, nie zatrzymuje się na grozie zapowiadanych wydarzeń. A to, co mówi, zda się niedorzeczne: „Gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy”. Strach i otucha połączone w jedno? Świat ma się rozsypać w proch, zawali się wszystko, a my mamy „nabrać ducha i podnieść głowy?” Jeśli to prawda, trzeba w życiu wszystko poustawiać inaczej.
Chrześcijanin jest człowiekiem nieustannego adwentu. To znaczy ciągle jest w drodze, ciągle czeka. Zawsze i wszędzie u siebie, ale tak samo zawsze i wszędzie wśród obcych. Dlatego trzeba znaleźć wartość, która i „u siebie”, i „wśród obcych” zachowuje znaczenie. Taką wartością, w istocie jedyną choć o różnych obliczach, jest dobro. Dobro – tak ważne za ziemskiego życia, gdy jesteśmy „wśród obcych” w drodze. Dobro, owoc naszych wysiłków odnajdziemy „u siebie”, w domu Ojca. Dobro jest czymś jednym jedynym, co przetrwa czas ziemskiego oczekiwania. W takiej perspektywie w Jezusowe słowa o strachu i otusze wstępującej w serca chrześcijan nabierają sensu. To sprawdzało się w czasie okupacji, gdy ludzie śmiertelnie przerażeni walczyli i pomagali sobie nawzajem. To sprawdzało się w latach zmagań Polaków z niewolącym kraj sowieckim systemem, gdy poczucie obowiązku walki o prawdę i wolność brało górę nad obawą i strachem.
Nie tylko czas walki musi wyzwalać w chrześcijanach postawę adwentową. Obowiązek czujności wobec panoszącego się zła obliguje zawsze. A tego zła jest tyle! Wrogość, nieuczciwości i złodziejstwo. Lekceważenie prawa. Deptanie godności kobiety. Przemoc i brutalność... Lista nazbyt długa. Widać, jak ten zalew zła obniża naszą wrażliwość. Już nie dostrzegamy wielu przejawów zła. Trzeba wielkiego wstrząsu, byśmy wołali: Tak być nie może! Wtedy jeden czy dwa protestacyjne marsze i... koniec. Wrażliwość uśpiona. Wrażliwość rodziców i policjantów. Wrażliwość kaznodziejów i senatorów. Wrażliwość poetów i lekarzy. Trzeba się otrząsnąć, czas znowu zacząć Adwent!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |