Sześć homilii
ks. Antoni Dunajski
Stare polskie przysłowie mówi: „Gość w dom, Bóg w dom”. Ogólnie biorąc wyraża ono przekonanie, że udzielając gościny drugiemu człowiekowi, możemy sobie wyjednać Boże błogosławieństwo. Dzisiejsze czytania biblijne jednak sugerują, że przysłowie to może mieć również sens bardziej dosłowny.
Abraham siedzący po dębami Mamre „dostrzegł trzy ludzkie postacie naprzeciw siebie”, ale podążając im na spotkanie, nie witał w nich ludzi, lecz samego Boga: „O Panie, jeśli jestem tego godzien, racz nie omijać swego sługi”. Głębokie przekonanie, że to Pan mu się ukazał wyzwoliło w nim jednocześnie głęboką religijną fascynację i na wskroś ludzkie poczucie troski (obmycie nóg, przygotowanie posiłku, umożliwienie odpoczynku).
Fakt, że Abraham, widząc trzech, rozmawia z jednym, tak dalece zainspirował Rublowa, że tę starotestamentalną scenę przedstawił w swej słynnej ikonie jako objawienie się Trójcy Świętej. Nie ważne, czy miał do tego prawo. Ważne, że Boża obecność pośród ludzi została zinterpretowana w sposób bardzo realistyczny, niemal dosłowny. Jedno jest pewne: szereg prozaicznych czynności, związanych z obsługą gości, nie przeszkodziło Abrahamowi w kontemplacji tej Bożej rzeczywistości.
Nieprzypadkowo w czytaniach liturgicznych ta relacja została zestawiona z ewangelicznym opisem wydarzenia z Betanii, kiedy to Jezus odwiedził Martę i Marię. Tu również Bóg przyszedł do wiejskiej osady w ludzkiej postaci, ale w sensie zupełnie dosłownym: jako Słowo Wcielone. Odnosimy wrażenie, że – paradoksalnie – dla Abrahama Boże objawienie było jakby bardziej czytelne. Dwie ewangeliczne siostry Marta i Maria zachowują się wprawdzie różnie, ale chyba żadna z nich nie jest jeszcze w pełni świadoma, że to Bóg przyszedł do nich w gościnę. Chrystus sugeruje, że w porównaniu z Martą Maria obrała lepszą cząstkę. Na czym polega różnica?
Przy pobieżnej lekturze tej przypowieści jesteśmy skłonni przyznać rację Marcie, która „uwijała się koło rozmaitych posług”, podczas gdy Maria nic nie robiła, tylko „siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie”. Powiedzmy sobie szczerze: pretensje Marty byłyby w pełni uzasadnione, gdyby do ich domu przyszedł jakiś zwykły człowiek. Tymczasem pod ludzką postacią Jezusa przyszedł do nich Chrystus – Mesjasz, Zbawiciel, Bóg. Oczywiście, obie siostry mogły o tym jeszcze nie wiedzieć, ale tylko „siedząca u stóp Pana” i wsłuchana w Jego słowa Maria miała szansę o tym się przekonać. Całkowicie pochłonięta pracą, „troszcząca się i niepokojąca o wiele” Marta, traciła tę szansę. Nie przywiązując większej wagi do tego, co Chrystus miał im do powiedzenia narażała się na niebezpieczeństwo rozminięcia się z Bogiem, który zagościł pod jej dachem.
Ewangeliczna opowieść o Marcie i Marii nie rozwiązuje alternatywy, czy lepsza jest praca (akcja), czy modlitwa (kontemplacja). Raczej zakłada, że takiej alternatywy nie ma. Przypomina, że nawet najbardziej uczciwa praca może się stać przeszkodą do zbawienia, jeżeli będzie nas „odciągać” od Chrystusa, od modlitwy, od słuchania słów Pana. Dobrze zrozumiał to święty Paweł wypełniający „posłannictwo głoszenia słowa Bożego”, który przypomniał, że naczelną wartością dla chrześcijanina jest „Chrystus pośród nas –nadzieja chwały”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |