Całe ciało jest narzędziem i wyrazem duszy. Ona nie tylko przebywa w ciele, jakoby w domu swoim, ale mieszka i działa w każdym z członków, w każdej tkance, przemawia w każdej linii i formie i w każdym poruszeniu ciała.
Wnętrze kościoła mówi o Bogu. Ono należy do Pana, jest całe przepełnione Boską obecnością. Jest to przecież Dom Boży, wyodrębniony od świata, zamknięty ścianami i sklepieniem. Przestrzeń ta zwrócona w głąb, ku temu, co skryte: mówi ona o tajemnicy Bożej.
A przestrzeń na zewnątrz? Ten wielki przestwór ponad równinami, rozciągający się bez granic na wszystkie strony? Przestwór, który na wysokościach rozpina się w nieskończoność, który głęboko leży w dolinach, opasany górami - czy nie jest i on związany z świętością?
O, z pewnością i on również! Z domu Bożego wyrasta w powietrze wieża, biorąc go również w posiadanie Bogu. Na wieży, umocowane ramą belkową, wiszą dzwony, ciężkie, spiżowe. Rozkołysane od nasady, chwieją się całe to w jedną, to w drugą stronę. Wyraziście zarysowane ich bryły na przemian wznoszą się w górę, to znów opadają, wysyłając ustawicznie w dal szeroką dźwięk za dźwiękiem. Płyną fale harmonijnych tonów: to żwawe i przenikliwe, to pełne i ciężkie, to znów głębokie, powolne, huczące. Wylewają się z wieży, idą nurtem przez dal rozległą, napełniając ją zwiastowaniem świętości.
Zwiastowaniem dali, zwiastowaniem Boga bez miar i bez granic, zwiastowaniem tęsknoty i nieskończonego wypełnienia.
Nawołują człowieka tęskniącego, którego serce stoi otworem dla dali ogromnej.
Zaprawdę! Słysząc głos dzwonów, mamy poczucie dali! Gdy głos ten z wieży mknie po równinie na wszystkie strony hen, w nieskończoność, wówczas tęsknota wraz z nim ciągnie w dal, póki w końcu nie uświadomi sobie, że zaspokojenie znajduje się nie na rozpływających się w błękicie krańcach równin, ale w ich obrębie.
Gdy z kościoła na górze dźwięki dzwonów spływają w dolinę, albo gdy wzbijają się w błękitną wysokość, wówczas pierś się wznosi i czuje, iż jest o wiele szersza niż kiedykolwiek.
Innym znów razem tony dzwonów przeciągają przez przyćmioną zieloną ciszę leśną, nie wiadomo skąd, z daleka, z daleka... O, co wtedy budzi się w człowieku! Powstaje i odżywa niejedno, co już od dawna uległo zapomnieniu, iż człowiek stoi w zadziwieniu, nadsłuchuje, zamyśla się: „Co to takiego?... ach, co?”...
Wtedy to odczuwa się dal. Zda się, jakby dusza rozpościerała ramiona, wyprężała się tam kędyś daleko, odpowiadała na odległy zew nieskończoności.
„Tak rozległy jest świat” - mówią dzwony.
„Tak pełno w nim tęsknoty... Bóg wzywa... w Nim tylko jest spokój”.
O Panie! szersza niźli świat jest dusza moja. Głębsze niż wszystkie doliny jest jej pożądanie. A jej tęsknota boleśniejsza niż zagubiony kędyś w dali dźwięk dzwonów.
Ty, Panie, jedynie możesz ją zaspokoić... Ty jeden.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |