O spowiedzi z ojcem Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawiają Elżbieta Kot i Dominika Kozłowska. (Fragment książki, wydanej przez SIW Znak)
Co jest warunkiem koniecznym takiego uzupełniania?
Uznanie granic kompetencji przez spowiednika i psychoterapeutę. Jeżeli spowiednik będzie się bawił w psychoterapeutę, to może wyrządzić komuś olbrzymią krzywdę, nawet wtedy, gdy sam jest psychologiem czy psychoterapeutą – bo są kapłani przygotowani profesjonalnie do pomocy psychologicznej. Psychoterapia nie powinna być przeprowadzana czy łączona z sakramentem pokuty. Sakrament pokuty jest doświadczeniem wiary, w którym najważniejszą rolę ma mieć działający Bóg. Nie znaczy to, że przez psychoterapeutę Pan Bóg nie może działać – dlaczego nie? Jednak na kozetce u psychologa działa inaczej niż w konfesjonale. Celebracja sakramentu jest czymś wyjątkowym, specyficznym.
Nie ma takiej prostej zastępowalności jednego drugim: sakramentu spowiedzi psychoterapią czy psychoterapii spowiedzią, ale przy pełnym profesjonalizmie psychoterapeuty i kapłana te dwa podejścia mogą się doskonale uzupełniać. Ważne jest, aby wyznaczyć jasno granicę między jednym a drugim, umieć we właściwym momencie powiedzieć: „To już nie jest problem dla mnie. To już jest sprawa, którą dobrze, żebyś przepracował z kimś innym”. Myślę, że nie ma w tym żadnego ograniczenia ani deprecjacji sakramentu pokuty, tylko jasne określenie tego, czym kapłan w imieniu Chrystusa w Kościele może się zajmować.
Czy zdarzało się Ojcu współpracować z psychologiem?
Ja również nieraz zalecam penitentom dość radykalne metody pracy duchowej. Nieraz pytam ich: „Kiedy ostatni raz tupałeś podczas modlitwy?”. Bóg nie zabrania nam się złościć, okazywać negatywnych emocji. W Starym Testamencie są nawet psalmy złorzeczące! Przed Bogiem człowiek powinien stawać taki, jaki jest.
Przez pół roku pracowałem w poradni, gdzie był ksiądz, psychoterapeuta i psychiatra. Przychodziły do mnie osoby, które chciały pogadać z księdzem o problemach życiowych. W czasie takiej rozmowy mogłem wziąć kogoś za rękę, zaprowadzić do psychologa i powiedzieć: „Ja was teraz zostawiam, porozmawiajcie”. Było i tak, że psychiatra mówiła: „To nie jest już problem nerwicy natręctw. Pani cierpi na skrupuły. Może lepiej byłoby pogadać z ojcem Jordanem”. I wtedy ta pomoc – przy zachowaniu autonomiczności każdej sfery (przecież nie powiem psychiatrze, z czego mi się ktoś spowiadał) – jest fantastyczna. Dlatego kapucyni planują wybudować taką poradnię w Krakowie. Wtedy jest szansa człowieka w pełni przyjąć.