Niedziela 3. tygodnia Adwentu.
Postanowił je pozbierać. Skoro niedziela Gaudete warto zrobić rachunek nie z grzechów, ale właśnie z tego wszystkiego, co jest darem Bożym, jakimś punktem odniesienia, motywacją by dalej iść. Co niekiedy odchodzi w niepamięć jako drobiazg, chwila, wydarzenie zdawałoby się bez znaczenia. Co jakby przepłynęło przez niego przy okazji porywając ze sobą wszystko, co było wokół.
Jak chociażby ostatnia Wigilia Paschalna. Na próbę z ministrantami przyszedł chory, padający ze zmęczenia. Nie mógł dokończyć zdania, gubiąc się i tracąc oddech. Wszyscy, łącznie z nim, byli przerażeni. Bo miał to być początek nowego etapu w życiu wspólnoty. A tu ledwie trzymający się na nogach ojciec z trzęsącymi się rękoma… I ten moment, gdy zapalił Paschał i zaśpiewał pierwsze Światło Chrystusa. Poczuł w sobie jakąś nową energię, jakiś powiew – bez przesady – Ducha Świętego… Potem już był radosny śpiew Ludu Bożego, chrzest, procesja. Co też ten Pan Jezus Zmartwychwstały z ojcem zrobił – żartowała później komentatorka.
Albo te nieliczne wypady do rezerwatu, nad jezioro. Cisza, spokój, sam na sam z Bogiem, ze sobą, z naturą. Pewnie nie wytrzymałby natłoku obowiązków, gdyby nie te poniedziałkowe wyprawy. Przeglądające się w tafli jeziora słońce, przebiegająca drogę popielica, sójki przestrzegające domowników lasu przed nadlatującym bielikiem. Wszystko przeplatane Psalmami, zachwytem. Najzwyczajniejsza radość z bycia. Nie jakiś Tabor, nie pełne uniesienia Alleluja. Po prostu bycie.
Zresztą uniesieniom i wielkim radościom nie ufał. Nosił w swoim sercu przestrogę jednego ze Starców: Gdy masz do wyboru wizję lub pracę, wybierz pracę. Bo wizja może pochodzić od szatana. Praca zaś zawsze pochodzi od Boga. Więc gdy mu mówiono, że warto gdzieś iść lub jechać, bo tam taka wspaniała atmosfera, z reguły nie dał się namówić. To ja pójdę – odpowiadał – do konfesjonału. Będę czekał…
Z tego czekania zrobiła mu się lista ludzi do omodlenia. Z jednej strony cud. Patrzeć jak Bóg na pokręconych liniach człowieczych historii pisze od nowa, prosto, czarne kropki zamieniając w barwne kwiaty. Ale też świadomość, że pójdą dalej, jeśli dostaną wsparcie. Uśmiech, uściśnięcie dłoni, to ważne. Ale najważniejsze to przed Panem. Więc ile było tych wstawień i ilu poszło dalej… Lepiej nie liczyć. Lepiej cieszyć się i dziękować z imienia i nazwiska nie wymieniając. Zostawiając sprawę między Bogiem, zainteresowanym i nim, jakby przypadkiem wplątanym w historię.
Gdy pytano go kiedyś o radość, o uśmiech na twarzy, z lekka zażenowany użył ciekawego porównania. Życie chrześcijanina w niczym nie przypomina wulkanu. Ten wybucha raz na kilkadziesiąt lat, w międzyczasie zionąc pustką i zimnem. To raczej piec, w którym Ktoś ciągle podtrzymuje ogień. Nie widać żaru, ale czuje się ciepło.
Adwent: pozbieraj wszystkie swoje małe radości, by móc śpiewać razem z Maryją.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |