Najpierw jest słuchanie Bożego Słowa. Potem czas na homilię, czyli próba odniesienia Bożego nauczania do swojego życia. Pod wpływem Ewangelii można z odwagą rewolucjonisty rzucić wyzwanie swojemu świętemu spokojowi. Ale bez trudu można też znaleźć usprawiedliwienie dla hołdowania swoim przyzwyczajeniom.
Homilia, kazanie. Jak zwał tak zwał. Raz lepsze, raz gorsze. Zależnie od głoszącego, ale i od subiektywnej oceny słuchacza. Do jednego trafia to, do drugiego tamto. Każdy czego innego oczekuje, czego innego potrzebuje. Można czasem usłyszeć dobrą opinię o homiliach, które wydawały się opowiadaniem byle czego, ale i złe o obiektywnie bardzo dobrych. Zawsze jednak są jakoś nie tylko słowem człowieka, ale też i Bożym.
Po co są? Dla pogłębienia wiary - potrzebuje ona rzetelnej wiedzy o Bogu, o człowieku, o modlitwie, o sposobie na życie. Często dla wzmocnienia nadziei - z perspektywy obietnicy zmartwychwstania i życia wiecznego wszystkie kłopoty i bóle nabierają innego wymiaru. A najczęściej, żeby wzrosła miłość, przygaszona chrześcijańską rutyną, złymi przyzwyczajeniami, bylejakością.
Ma więc pomóc zgromadzonemu ludowi Bożemu w chrześcijańskim życiu; w budowaniu świata wedle Bożego pomysłu. Dlatego, aby budować wiarę, wzmacniać nadzieję i rozpalać miłość, homilia nie może być oderwana od codzienności. Ale też musi być wierna Bożemu słowu. Także wtedy, gdy wydaje się ono zbyt radykalne.
Czy Jezus był rewolucjonistą? Bardziej chodzi o faktyczne zainteresowanie się tym, do czego wzywał. Bez tej próby zachwycenia się Jego orędziem trudno zauważyć w sobie nawet całkiem spore wady. To inni powinni się nawrócić, a mnie wystarczy najwyżej lekko skorygować swoje życie. Niestety, radykalizm Ewangelii trzeba odnosić w pierwszym rzędzie do siebie.
Jeśli oko jest powodem twojego grzechu, wyłup je. Jeśli tym powodem jest ręka, odetnij ją. Hiperbola? Oczywiście. Ale czy potrafisz tak radykalnie unikać grzechu? „Nie gromadźcie sobie skarbów na ziemi”. Nie gromadzimy. Zabezpieczamy przyszłość . Swoją, swoich dzieci, parafii. I choć Jezus mówi „nie troszczcie się”, o jutro tego już jakbyśmy nie słyszeli.
Albo: Nie odwracaj się od tego, który prosi. A my łatwo tłumaczymy sobie, że trzeba pomagać potrzebującym, nie naciągaczom. Racja. A umiesz odróżnić jednego od drugiego? Umiesz czasem wyjść na jelenia i dać się naciągnąć, gdy swojego sądu nie jesteś pewien? I tak dalej, i tak dalej. Można słuchać przypowieści o złym zarządcy, który bije swoje współsługi i mówić: jestem szefem i wolno mi od pracowników wymagać, a faktycznie usprawiedliwiać zwyczajne draństwa. Można ze zrozumieniem kiwać głową, gdy Jezus wzywa, by mówić „tak – tak” i „nie – nie”, a po wyjściu z Eucharystii wrócić do swoich niesprawdzonych podejrzeń, pomówień i złości.
Słowo Boże jest jak obosieczny miecz. Pozwalasz, by ciął twoje przyzwyczajenia i stereotypy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |