Potrzebujemy nowych duszpasterzy, którzy są wyrazem nowej wspólnoty i jej wiary oraz są bogaci w dobre umiejętności apostolskie. Porzucanie praktyk religijnych rośnie, a w wielu przypadkach żyjemy już we wspólnotach, które muszą być ewangelizowane.
Sam na sam ze swoimi problemami
Widziałem wspólnoty, których nieliczni członkowie mają wyraźne trudności w relacjach i niemal chętnie unikają siebie nawzajem.
Prezbiter często udaje się wieczorem na spoczynek zmęczony, po dniu niekiedy bezowocnej pracy, frustracji, pokus i nie ma z kim porozmawiać, kogo poprosić o radę. Nawet świeccy, którzy z nim pracują i z którymi ma prawdziwe relacje, wciąż patrzą na niego jak na kogoś, kto jest gdzie indziej; nie mówię, że obcy, ale z pewnością nie jak brat, któremu trzeba pomóc. Czasami obawiam się, że myślenie o nim jako o przewodniku jest alibi do wzięcia na siebie mniejszej odpowiedzialności.
Bracia i przełożeni muszą go wspierać. Ale jeśli chodzi o tych pierwszych, to każdy z nich jest zajęty swoimi własnymi sprawami i problemami. W rzeczywistości wspólnota często pozostaje etykietą bez treści. Prezbiterzy zazwyczaj postępują w przypadkowej kolejności. Ogólne poczucie braterstwa, które jednak istnieje między członkami prezbiterium, nie zapobiega nieporozumieniom, konfliktom osobistym i odległym stanowiskom, które czasami stają się chroniczne i powodują wiele ran. I tak każdy jest pozostawiony sam sobie, by zmagać się z własnymi problemami.
Jeśli chodzi o przełożonego, to we współczesnym społeczeństwie nie jest on postacią godną pozazdroszczenia: boryka się z różnego rodzaju problemami. Musi być człowiekiem duchowości, ale w rzeczywistości odgrywa także rolę administracyjną i urzędową w stosunku do innych władz w swoim świecie i w świecie cywilnym. Oczekuje się od niego, że będzie nauczycielem, bliskim osobistym trudnościom swoich współpracowników, a także zdolnym do udzielania doktrynalnych wskazówek swojej wspólnocie, zwłaszcza w tym okresie przejściowym, ale jednocześnie ma zadania kierowania i nadzorowania budżetu ekonomicznego swojej wspólnoty, wraz z powiązanymi problemami prawnymi i finansowymi, które stają się coraz bardziej skomplikowane. Musi starać się nie pojawiać zbyt często, ale wiadomo, że nie może obejść się bez pewnej obecności, nawet w przypadku jego bardziej konkretnych zadań, jako przedstawiciela i duszpasterza. Krótko mówiąc, nie ma się co dziwić, jeśli zgubi się na jakiejś ścieżce tej wyboistej przejażdżki.
Na podstawie tego obrazu można zrozumieć przyczynę izolacji, w której żyje wielu prezbiterów. Izolacji, która sprzyja tak wielu duchowym miernotom, tak wielu ludzkim obciążeniom, tak wielu słabościom, tak wielu odchyleniom, od mniej poważnych do bardzo poważnych, o których mówi się potem w gazetach.
Kiedy zaczynałem mój zawód, księża przychodzili do mnie pełni świadomego prestiżu, odnosili się do licznych wspólnot pełnych relacji, nawet wpływowych. Pochodzili z seminariów, gdzie życie pękało w szwach i było pełne bodźców. Potem, nie wiem, kiedy to się stało, splot tej tkaniny się strzępił, rola stawała się coraz bardziej wyblakła, problemy narastały, a wspólnoty pustoszały, pozostawiając na swoich miejscach ludzi coraz bardziej samotnych, starszych i uboższych w wiele zasobów. Wiem, że nagle zmienił się nawet język, bycie księdzem nie gwarantuje pewnej jednorodności studiów i szkolenia, rzeczywiście…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |