To nie jest tak, że ucznia Jezusa nie spotka nic złego. Że ominie go krzyż i cierpienie.
Uczniem Jezusa zostaje się nie dlatego, by człowiekowi było w życiu łatwiej i spokojniej, ale po to, by drogą pełną trudu, wyrzeczenia, czasem bólu i cierpienia przybliżać ludziom królestwo Boże.
Dokonuje się to naprawdę najprostszymi sposobami: traktując innych z zaufaniem, obdarzając ich pokojem serca, który winien gościć u każdego ucznia. Bo przecież, skoro Jezus mnie wybrał, skoro On mnie pierwszy ukochał miłością niewyobrażalną, skoro jestem całkowicie w Jego ręku, to czym mam się martwić? Czegóż miałabym się lękać?
Przeżywając w taki sposób swoje życie, niewolne od chwil bolesnych i czasem prawdziwie „uśmiercających” każde drgnienie radości i szczęścia, staję się wobec innych ludzi kimś, kto poprzedza Mistrza.
Ponieważ dać można jedynie to, co się samemu posiada, co do człowieka naprawdę należy.
Dlatego w chwilach, które niszczą pokój we mnie, uciekam się do Jezusa wołając: „Oto ja, poślij mnie! Ale przedtem napełnij mnie swoim pokojem! Daj mi swego Ducha, aby mnie pocieszył, umocnił, napełnił mądrością. A przede wszystkim wlej w moje serce swoją Miłość!”
Wtedy zaczynają dziać się cuda.
Czytania mszalne rozważa Elżbieta Krzewińska
Penitencjaria Apostolska zapowiada seminarium internetowe, poświęcone formacji sumienia.
Jezus chciał uczynić współczucie kamieniem węgielnym radykalnie nowej ludzkości.
Wszystkie komentarze »
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.