tak..to bardzo takie nasze ludzie..skupiając się na wadach,niedoskonałościach innych,poprawiając,wymagając,wytykając (nie mówiąc już o tym,że powinno się zacząć od siebie),nie zauważamy,lekceważymy,spłycamy dobro które w nich jest--wzmacniając dobro,można doprowadzić do zmian złych nawyków,a nawet do wykorzenienia ich...tylko,że to wymaga cierpliwości,i pracy niestety także pracy nad sobą samym,nad wybuchowością,zniecierpliwieniem ,perfekcjonizmem do którego(nawet jeśli podświadomie) dążymy...chcemy mieć wysprzątany dom,pełne konto,przystojnego męża,i nienagannie wychowane dzieci--skupiając się tylko na tym,wyrabiamy nawyk rywalizacji i blichtru,życia na pokaz..nie przyjmujemy do wiadomości niczyjej słabości--- w ten sposób wyrywamy kłos pszeniczny razem z chwastem--pozostaje ktoś kto owszem jest kimś kogo chcemy mieć,ale kim on naprawdę jest?,przestaje mieć znaczenie,ważne że się idealnie komponuje z naszą wizją naszego świata...to,że kłos stracił ziarna i jest pusty nawet dla siebie samego,to już nas nie interesuje,być może nawet nie przejdzie nam przez myśl,że to my go wykruszyliśmy.
Tak, tylko miłość która "nie pamięta złego" i jak już jest to "nigdy nie ustaje". Nie można miłości się nauczyć, pozyskać, zdobyć czy wypracować nawet perfekcyjnie przestrzegając prawo Boże. Miłość jest DAREM. Jak jest miłość, nie ma problemu z chwastem czy pszenicą.
Nie można miłości się nauczyć, pozyskać, zdobyć czy wypracować nawet perfekcyjnie przestrzegając prawo Boże.
Miłość jest DAREM.
Jak jest miłość, nie ma problemu z chwastem czy pszenicą.