No właśnie, ale w tym rzecz - żeby nie brać na siebie swojego jarzma (swoich pomysłów, racji, mojego widzenia świata i relacji w nim, mojej potrzeby kontrolowania wszystkich i wszystkiego) tylko JEGO jarzmo, jarzmo, które ON mi daje. Tylko wtedy znajdę ukojenie. A JEGO jarzmo nie jest wprawdzie "lekkie" (tu - powielany błąd w tłumaczeniu), ale jest "dopasowane", tzn. na moją rzeczywistą miarę, tę miarę, którą ON zna najlepiej. I muszę pamiętać, że to ON jest sprawcą i mojego chcenia, i mojego działania i że bez NIEGO nic nie mogę uczynić, a z NIM mogę wszystko, bo ON mnie umacnia.
A JEGO jarzmo nie jest wprawdzie "lekkie" (tu - powielany błąd w tłumaczeniu), ale jest "dopasowane", tzn. na moją rzeczywistą miarę, tę miarę, którą ON zna najlepiej.
I muszę pamiętać, że to ON jest sprawcą i mojego chcenia, i mojego działania i że bez NIEGO nic nie mogę uczynić, a z NIM mogę wszystko, bo ON mnie umacnia.