Ja też Go spotkałem – mówi święty Paweł. Dobra Nowina wymaga niewielu słów. Chrystus umarł za nasze grzechy. Zmartwychwstał. Żyje.
Pytacie, co macie robić, gdy będą was prześladować? To samo, co dzisiaj. Żyć i pracować, by jeść własny chleb.
Bóg, który wchodzi do łodzi naszego życia. Ot tak, po prostu. Pojawia się, a przerażonym swoją grzesznością ludziom mówi: Nie bój się. Twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech.
Człowiek nie może odpuścić naszych grzechów, nie może dać nadziei życia wiecznego. To może dać tylko Bóg.
Szczęście jest w zasięgu mojej ręki. Przyjdzie niezawodnie. Czekam tej chwili – wypatruję – czuwam, by jej nie przegapić. Ale jak inne to czuwanie!
Czytam te słowa i myślę o przypowieści o miłosiernym Ojcu. Nie znamy dalszego ciągu tej historii, ale...
Pokój zostawiam wam. Pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat. Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka.
Bóg wchodzi w ludzką rozpacz do końca. Jest blisko. Tych, co płaczą. I tych, których życie wydaje się zakończone.
Za kogo Go uważam? Za Boga samego. Dlatego idę za Nim. Cóż lepszego mogłabym zrobić?
Bez użycia siły przecież się nie da. Tak myślimy po ludzku.
Jest wielka różnica między ludzką słabością a złą wolą.