Jest w nas pragnienie dobra, chęć pełnienia dobrych uczynków. Czy jednak to prawda o nas, czy tylko nasze wyobrażenie, oczekiwanie względem nas samych, pokaże cierpienie.
Nauka Bożego patrzenia również wiąże się z tym, że człowiek musi uznać, że jest ślepy, że nie widzi. A to, co „widzi”, jest jedynie jego wyobrażeniem, iluzjami...
Na tej drodze nie ma miejsca na oczekiwanie, że ktoś dopasuje się do naszych wyobrażeń. Jest miejsce tylko na pragnienie, by razem dążyć do Tego, który jest naszym celem.
Trudno w polskiej tradycji wyobrazić sobie Wigilię bez pasterki. Można więc powiedzieć, że wigilijny wieczór wpisany jest pomiędzy dwa stoły: stół wieczerzy wigilijnej i ołtarz, a więc stół uczty eucharystycznej.
W najśmielszych wyobrażeniach nikt nie sądził, że Boskość Jezusa przejawi się w służbie i oddaniu swojego życia na okup za wielu. Przecież to człowiek ma służyć Jemu!
W wielkanocnej Sekwencji pojawia się dialog wierzącego z Marią Magdaleną: „Maryjo, Ty powiedz, coś w drodze widziała? Jam Zmartwychwstałego blask chwały ujrzała…”. Czy możemy wyobrazić sobie opowieść Marii o tym, co się wydarzyło w wielkanocny poranek? Spróbujmy…
Dwoje ludzi decyduje się żyć razem. Ich miłość jest początkiem życia dzieci, które dorastając wśród swoich bliskich, rodziców, rodzeństwa, przygotowują się do tego, by pewnego dnia opuścić dom i pójść swoją drogą. To rodzina. Instytucja tak podstawowa, że bez jej istnienia trudno sobie wyobrazić ludzkie życie. Tak jest od zawsze. Także na kartach Biblii.
Kim dla faryzeuszy był Bóg, skoro Go nie szukali, nie słuchali tego, co do nich mówił?
Być Kościołem Matką mającym oczy Matki. Czyli widzieć. Nie tylko to, co leży na ulicy, rzuca się w oczy, epatuje biedą...