Koncentracja na sobie, o którą tak łatwo w naszych czasach, prowadzi paradoksalnie nie do pokory, a do pychy.
Jak wielkiej trzeba pokory, by pozostać sobą w momencie, gdy zostało się obdarowanym tak wielkim zaufaniem ze strony Boga?
Umiemy współczuć innym czy po prostu wygodnie nam czuć się takimi z wyższej półki? Rządzi nami pokora czy wyrachowanie?
Mamy siebie uniżać, to znaczy mamy starać się o pokorę w swoim patrzeniu na siebie, na bliźniego, na Boga.
Nic tak nie uczy pokory jak zginanie karku wtedy, kiedy radzi byśmy się wywyższyć z powodu spływających na nas błogosławieństw.
Chcę stać się maleńką jak ziarenko gorczycy, by w pokorze służyć Bogu i bliźnim, chcę dążyć do prawdy i umieć ją przyjąć
Winnica. Pole uprawne. Boża budowla. Ileż pokory trzeba, by zadowolić się jednym zasadzonym krzewem, jedną zaoraną bruzdą, jedną położoną cegłą.
Bóg przychodzi w kruchości i słabości małego dziecka, bogaty tylko w miłość i pokorę. Ilu takich ludzi stało już na progu naszych Betlejem?
Czy nie jest tak, że pokorę albo jej brak utożsamiamy nie z postawą, wyborem człowieka, a z jego rolą, z tym, kim jest?
To, co wielkie, rodził się w uniżeniu, pokorze, zaparciu się siebie. I z przekonania, że wszelkie zmiany należy zaczynać od siebie.
I wynik tej wojny już się nie zmieni.