Czy co? Jedyną prawdziwą drogą do życia?
Nie my żyjemy pełnią życia, pełnią szczęścia. Żyją nią święci. Tak samo jak my uwikłani w życie rodzinne, obowiązki zawodowe...
W sytuacjach po ludzku niezrozumiałych wciąż uczymy się ufać Bogu i dostrzegać pomoc, której nam udziela.
Oswojenie z wiarą rodzi niebezpieczeństwo popadnięcia w rutynę i przyzwyczajenie. Gesty, praktyki religijne, nawet te czynione z wielkim zaangażowaniem i poświęceniem, nie niosą wówczas za sobą żadnej głębi, są po prostu puste
Nie da się życia przebiec sprintem, omijając to co najważniejsze.
Ile na tej drodze można stracić? Ile zyskać?
W każdym więc momencie, gdy boli mnie serce, umysł, ciało, dokonują się te małe śmierci i – jeśli pozwolę – moje zmartwychwstanie.
Kto, mogąc zdobyć skarb, nie próbuje? A jednak.
Pomiędzy życiem „przed nawróceniem” i „po spotkaniu Chrystusa” istnieje jednocześnie ciągłość i zerwanie.
Największą pokusą życia duchowego jest próba wymuszenia na Panu Bogu przeżyć mistycznych.
Towarzyszący nam niepokój nie zostanie ugaszony przez to, że głośniej, wyraźniej damy mu wyraz.