Krzywdy cierpliwie znosić – to wziąć własne życie we własne ręce. To powiedzieć krzywdzicielowi: „nie pozwalam!”.
Jeśli byśmy zapragnęli spośród wszystkich uczynków miłosierdzia świadczyć właśnie ten, byłby to wybór co najmniej dziwny. Zakłada bowiem, że najpierw musielibyśmy zasmakować krzywdy – a któż z nas chce być w takim położeniu? Tu widać wyraźnie, jak wiele miłosierdzie kosztuje. Widać, że nie da się go świadczyć z tego, co nam zbywa, mimochodem, z pozycji silniejszego. Żeby być miłosiernym, naprawdę potrzebujemy całej głębi, całej mocy miłości. I męstwa.
*
Franciszek każe nam przyjrzeć się Bogu na kartach Pisma Świętego: „jest bowiem zawsze bogaty w miłosierdzie, w każdych okolicznościach gotowy otoczyć swój lud wielką czułością i współczuciem, zwłaszcza w najbardziej dramatycznych momentach, gdy niewierność zrywa przymierze i trzeba je na nowo ustanowić, w sposób bardziej stabilny, w sprawiedliwości i prawdzie” (Orędzie na Wielki Post 2016, nr 2). Miłość wylewająca się wtedy, kiedy zderza się ze zdradą i krzywdą, po to, by jeszcze bardziej związać, zbliżyć.
Ten, kogo skrzywdzono, wie, jakie to są te „najbardziej dramatyczne momenty”. Ten, kto w takiej sytuacji odważy się być miłosierny, może doświadczyć jak zerwane więzi „na nowo ustanowić, w sposób bardziej stabilny, w sprawiedliwości i prawdzie”. Powtarzam te słowa, aby podkreślić jasno i wyraźnie: miłosiernym nie jest ten, co na krzywdę macha ręką, banalizuje okoliczności, woli „nie robić problemu”. Po drugie, sprzeciwiać się miłosierdziu, bo jakoby zaprzecza sprawiedliwości i prawdzie – to nie rozumieć jego prawdziwego znaczenia i mocy. Historia zbawienia to nie bajka, to walka, która rozgrywa się w naszym świecie, na naszych oczach, w naszym sercu.
*
Racja, na wiele spraw nie mamy wpływu. Nie poddaje się głowy pod topór tylko po to, by sprawdzić na jak wiele miłości nas stać. Nasze życie to nie eksperyment w sterylnych warunkach laboratorium – to niemożliwe, byśmy postali sobie z boczku i decyzję, jak się zachować, podjęli po wnikliwych obserwacjach. Czas krzywdy to czas zamętu.
Co więc z naszym słusznym sprzeciwem wobec krzywdziciela? Nie rozpędzajmy się zbytnio w interpretacjach; ustawianiu zawczasu precyzyjnych granic, co wolno, a czego nie; ustaleniach, kiedy słuszny gniew zmienia się w odwet i zemstę. Ten uczynek mówi tylko o tym, co dokonuje się wewnątrz, w ludzkim sercu. Cierpliwe znoszenie krzywd – to cała przestrzeń osobistej wolności, aktywności, codziennych wyborów. Ofiara krzywdziciela cierpi, ale przecież nadal używa rozumu i może niekoniecznie potrzebuje listy szczegółowych wytycznych, którą dajemy jej my, ludzie z zewnątrz, być może życzliwi, ale z bezpiecznej odległości.
Cierpliwy to zarówno „znoszący ze spokojem przeciwności lub przykrości”, jak i „umiejący wytrwale czekać”. Ten pokój, ta wytrwałość są potrzebne, aby zło nie zniszczyło nas samych. Nawet jeśli paradoksalnie „dobrze” czujemy się w roli ofiary i umiemy wykorzystać swoją pozycję – nie pozwólmy sobą manipulować. Krzywdy cierpliwie znosić – to wziąć własne życie we własne ręce. To powiedzieć krzywdzicielowi: „nie pozwalam!”.
*
Cierpienie, które sprawił nam człowiek, jego wybory, słowa, działanie – znamy to doskonale. I dlatego – niestety? na szczęście? – ten uczynek miłosierdzia jest dla wszystkich. Niestety – bo wolelibyśmy nie mieć do niego powodu. Na szczęście – bo tylko tak mogą zaleczyć się rany.
Pisze papież: „W obliczu tej miłości potężnej jak śmierć (por. Pnp 8, 6) najnędzniejszym ubogim jest ten, kto nie chce przyznać się, że nim jest. Wydaje mu się, że jest bogaty, a w rzeczywistości jest najuboższym z ubogich. A to dlatego, że jest niewolnikiem grzechu, który każe mu używać swego bogactwa i władzy nie po to, by służyć Bogu i bliźnim, ale by zagłuszyć w sobie myśl, że i on w rzeczywistości jest tylko ubogim żebrakiem” (Franciszek, Orędzie na Wielki Post 2016, nr 3)
Czy stać nas na miłosierdzie wobec najbiedniejszych? Oby było nas stać!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |