– kilka słów o naglącym wezwaniu czyli jak zrobić coś za kogoś.
Właściwie wystarczy uczestniczyć w codziennym życiu Kościoła, by świadczyć miłosierdzie. Tak jak zakładał przytułki i szkoły, tak jak odwiedzał więzienia i szpitale, tak jak był przy zmarłych i wśród prześladowanych – tak Kościół nieustannie się modli. Mszalna modlitwa wiernych i intencje papieskie, różańce i koronki, nowenny do świętych i majowe… Najświętsza Ofiara sprawowana dzień po dniu, aby Boga uwielbiać, dziękować Mu i by powierzać Mu wszystkie sprawy świata.
Jesteśmy zanurzeni w tym nurcie – choć czasem jakby mimochodem. Bez świadomości uczestnictwa – mocy oddziaływania – wagi naszych postaw i słów. Czy przesadzę, pisząc, że dano nam do rąk niezwykłą moc, niezwykłe prawo? Być może jesteśmy słabi i nic nieznaczący, ot, przeciętni grzesznicy zmagający się ze sobą i światem. Jednak gdy wyciągamy ręce, Ojciec daje nam chleb, nie kamień. Jest przy nas w każdym doświadczeniu. Posyła nam Parakleta Obrońcę.
*
Modlitewna posługa miłosierdzia jest naszym obowiązkiem, ale jest i naszym prawem. Nie dajmy go sobie odebrać – w imię rzekomej tolerancji wobec niewierzących, oszczędności czy nieufności wobec zachowań tłumu. Wspólna publiczna modlitwa jest świadectwem wiary tak samo jak inne podejmowane przez wierzących inicjatywy. To, co miało być z założenia osobiste i prywatne, przekształca się czasem w zwykłą prywatę – ci, którzy tak zabiegają o prawo do indywidualnej, intymnej modlitwy, niekiedy czynią z niej manifestację własnego egoizmu, rezygnują ze służby innym.
Niech modlitwa nie kojarzy nam się z biernością wówczas, gdy trzeba działać. Sądzisz, że łatwiej wyśpiewywać litanie niż pomóc? Więc spróbuj wiernie, codziennie, w parafialnej wspólnocie ludzi zwykłych śpiewać na Bożą chwałę w intencji tych, którzy potrzebują pomocy. To nie jest alternatywa – modlić się czy coś robić. Owszem, to nam powierzono rozeznanie miejsca i czasu. Więc nie rezygnujmy ani z rozeznawania, ani z modlitwy.
Przyzwyczailiśmy się sądzić o sobie jako o ludziach trzeźwo myślących, nie chcemy – i słusznie – uznawać modlitwy za szereg niezrozumiałych praktyk o magicznej skuteczności. Niech nas to jednak nie zmusza do rezygnacji z wstawiania się za bliźnimi, niech ta obawa o własny wizerunek nas nie krępuje. Wiele jest zresztą aktów strzelistych i modlitw, które wypowiadać możemy w ciszy, w naszej izdebce przed Ojcem, który „widzi w ukryciu”.
*
Trzeba nam modlić się za kogoś, polecając go Bogu. Niekiedy jednak trzeba się modlić dosłownie za kogoś – w jego zastępstwie, w jego imieniu. Zrobić coś za kogoś, kto sam jeszcze nie potrafi, już nie umie czy nie chce czegoś zrobić. Wyręczyć go – bezinteresownie, nie wynosząc się, nie podkreślając swojej roli, życzliwie.
Nie chcę tu wzywać do ograniczania czyjejkolwiek wolności, pomijać konieczność osobistej decyzji czy zaufać Bogu, czy nie. Jednak znamy to doskonale choćby z rodzinnych relacji – wzajemną troskę, pomoc w najprostszych codziennych czynnościach, rezygnację z własnej wygody, wstawanie w nocy, dalekie podróże, byleby tylko zadbać o tych, których kochamy. Czasem może trzeba prowadzić kogoś do miejsc świętych za rękę jak dziecko, przyzwyczaić do świętych słów wypowiadanych w jego obecności, przypomnieć je tym, którzy zaczęli zapominać, wymawiać wyraźnie wśród tych, którym ściska gardło szloch.
My zresztą nigdy nie modlimy się sami: „Kościół żyje komunią Świętych. (…) Ich świętość przychodzi z pomocą naszej słabości i w ten sposób Matka-Kościół jest zdolna, wraz ze swoją modlitwą i ze swoim życiem, wyjść naprzeciw słabości jednych w świętości innych” (Franciszek, Misericordiae vultus).
*
Obracając się wśród ludzi wierzących, czasem można odnieść wrażenie jakiegoś lekkiego lekceważenia dla trudnych doświadczeń. Może to i prawda, że co nas nie zabije, to wzmocni. Jednak czy naprawdę wynurzenia bliźniego trzeba kwitować wezwaniem: „zaufaj Jezusowi”, „Bóg cię kocha”? Opowieści jak to gdzieś kiedyś kogoś modlitwa wybawiła z nieszczęścia – niekoniecznie pomagają. Głęboka wiara nie oznacza przecież udzielania każdemu (i to natychmiastowych) odpowiedzi.
Nie zachowujmy się tak, jakbyśmy chcieli nałożyć kolorowy plasterek na głęboką ranę. Lepiej wezwijmy Chirurga – bo to On działa. Wzywa Franciszek: „Kościół niech się stanie głosem każdego mężczyzny i każdej kobiety, niech powtarza z ufnością i bez ustanku: «Wspomnij na miłosierdzie Twe, Panie, na łaski Twoje, co trwają od wieków» (Ps 25[24], 6)” (Misericordiae vultus).
Niech się stanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |