O spowiedzi z ojcem Piotrem Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawiają Elżbieta Kot i Dominika Kozłowska. (Fragment książki, wydanej przez SIW Znak)
Konfesjonał i kozetka
Jeżeli Bóg działa przez lekarza, to dlaczego nie ma działać przez psychoterapeutę?
Jakie są podobieństwa i różnice między spowiedzią a psychoterapią?
Co duszpasterz może powiedzieć o psychoterapii? Relacja między spowiednikiem i penitentem oraz psychoterapeutą i klientem może wyglądać bardzo podobnie. W obu wypadkach chodzi o to, aby pomóc człowiekowi – tylko ta pomoc dotyczy czegoś zupełnie innego.
W praktyce terapeutycznej czasami już sam fakt głośnego wypowiedzenia, nazwania jakiegoś zła może być ogromnym przełomem, stać się źródłem oczyszczenia. To rodzi złudzenie, że coś podobnego dzieje się w sakramencie pokuty: wypowiem grzechy i dzięki temu poczuję się lepiej. Takie podejście może prowadzić do zamazania różnicy pomiędzy poczuciem winy, które jest kategorią psychologiczną, i grzechem, który jest kategorią religijną.
Mniej więcej w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia na Zachodzie popularna stała się opozycja: albo ksiądz i konfesjonał, albo psychoanalityk i kozetka. Ten zbyt prosty schemat pojawia się również i dziś w kazaniach o charakterze apologetycznym. Towarzyszy mu ton wyrzutu, że ktoś chodzi nie do spowiedzi, ale do psychoterapeuty. To jest złe postawienie problemu. Ma ono swoje źródło w rozumieniu psychoterapii wyłącznie jako psychoanalizy freudowskiej. Kiedy czytamy Freuda, który interpretował religię jako nerwicę, wówczas faktycznie możemy mieć poczucie, że psychoanaliza i religia są sobie wrogie.
Dziś od koncepcji Freuda dzieli nas epoka. W tym czasie psychologia i psychoterapia rozwijały się bardzo dynamicznie. Wiele jej kierunków, także tych nawiązujących w jakiś sposób do klasycznej psychoanalizy, ma zupełnie inny stosunek do religii niż Freud, a także patrzy na człowieka szerzej, niż patrzono dawniej. Wystarczy przywołać choćby logoterapię Frankla.
Zatem dzisiaj odrzucanie en bloc psychoterapii jest po prostu anachronizmem. Osobiście jestem zdegustowany, jeżeli dziś ktoś nadal neguje jej wartość. Kiedyś przez dłuższy czas namawiałem kogoś, kto miał spore problemy nie tylko natury duchowej, by skorzystał z pomocy psychologa. Jednak podczas rekolekcji ktoś powiedział tej osobie: „Żadnych terapeutów, żadnych uzdrawiaczy, sam Jezus ci wystarczy”. Moje półtora roku ciężkiej pracy, przekonywania, że również przez psychoterapeutę może działać Jezus, spełzło na niczym. Jeżeli Bóg działa przez lekarza, to dlaczego nie ma działać przez psychoterapeutę? Ten człowiek powiedział mi: „Co mi tu Ojciec opowiada o psychoterapii, skoro rekolekcjonista powiedział mi, że Jezus wystarczy?”. Ręce opadają w takiej sytuacji. Ja wciąż doświadczam komplementarności tych dwóch posług.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
4
|
»
|
»»