Jak to możliwe, by młoda dziewczyna była taka ciężka? Może nosi w sobie jakąś ciężką tajemnicę?
Nie mam imienia. Przykre. Jeszcze bardziej smuci przezwisko. Gdy nazywają mnie głupim osłem mam ochotę odwinąć w twarz ogonem. Pewnie bym to nie jeden raz zrobił. Wstrzymuję się z obawy, bym po raz kolejny nie oberwał. Chociaż, muszę przyznać, mój pan darzy mnie szacunkiem. Nic dziwnego. Kto mu przyniesie drewno na stół czy zydle. Albo na zamówiony przez sąsiadów kufer.
Gdy wyprowadzał mnie ze stajni myślałem, że to kolejna wyprawa po drewno. Patrzę, a tu pakunki przed domem. Oj, pewnie wyprawa się szykuje. Ale jak na podróż do rodziców mojego pana za dużo coś tego. Pakunków jakby na miesiąc albo i dłużej miał opuszczać swój dom.
Chwila…, ta Pani przy nim kim jest? A, chyba coś słyszałem. Podobno jego żona. Gdzie oni mogą się wypuszczać?
Ubrania, żywność, woda… To wszystko niczym jest w porównaniu z ciężarami, jakie musiałem nosić na swoim grzbiecie. Nawet widok tej kobiety mnie nie przestraszył. Cóż dla zaprawionego osła znaczy drobna, krucha dziewczynka. W dodatku uśmiechnięta. I wiecie co? Rozczarowałem się. Gdy mój pan posadził ją na moim grzbiecie miałem wrażenie, że cały świat położył mi na karku. Jeśli nie cały to przynajmniej tyle ziemi, ile jest z Nazaretu do najbliższego lasu. Ze wszystkimi domami i wszystkimi polami. Jak to możliwe, by młoda dziewczyna była taka ciężka? Może nosi w sobie jakąś ciężką tajemnicę?
Wyprawa jak wyprawa. Długa była. Częste postoje. A wtedy mój Pan podchodził do swojej żony, przykładał ucho do jej brzucha i pytał. Już? Wytrzymasz jeszcze trochę? A ona z taką czułością zanurzała palce dłoni w jego kruchych włosach. Na jednym z postojów nawet mnie szepnęła coś do ucha. Kochany osiołku (o, po raz pierwszy nie zostałem nazwany głupim, lecz kochanym)m nie martw się, szczęśliwie dotrzemy do celu podróży. Już On się postara. Tylko nie trząś tak mną…
On? Jest ktoś trzeci? O kim ona mówi?
Droga nie była łatwa. Zwłaszcza trzeci dzień. Pustynia, wzgórza, gorąco, mało studni. Więc gdy zobaczyłem miasteczko i usłyszałem, że jesteśmy prawie na miejscu, odetchnąłem. Nareszcie stajnia. Ba, żeby była. Tłok, przepychanie. Wszędzie pełno ludzi. Krzyki i wyzwiska. Pani zaczęła płakać. Józefie, szepnęła cicho. Czas nadchodzi. Jaki czas? O czym ona mówi?
Rozczarowanie. Zamiast stajni grota. Takiego brudu jeszcze nigdy oczy moje nie widziały. Czy tu ktoś sprząta? I dlaczego pan nie zdejmuje z mojego karku bagaży? O, widzę trochę siana w żłobie. Przynajmniej zaspokoję pierwszy głód. Co, tego też nie mogę? Dlaczego mnie odgania? Dlaczego mój pan zapomniał o swoim wiernym ośle?
Po kilku minutach wiedziałem. Ktoś w żłobie zaczął płakać. Od razu pomyślałem, że Ten Mały to Ciężar, jaki przez trzy dni dźwigałem na swoim karku. Czułem to, gdy Ona schodziła na odpoczynek.
Cóż, osioł do końca swoich dni pozostanie osłem. Zawsze do usług i zawsze na końcu. Nie zostało mi nic innego jak czekać, gdy wreszcie ktoś się mną zainteresuje, nakarmi i napoi. Ale nikt się nie kwapił. Pan i Pani zajęci byli Dzieckiem. Z bagażu Pan wyjął tylko jakąś chustę, wodę i odrobinę jedzenia. Zresztą po co miał mnie rozkulbaczać, skoro tu naprawdę nie było miejsca, by rozłożyć pakunki.
Gdy czekałem na jedzenie coś niesamowitego zaczęło się dziać. Muzyka jak na weselu, ale jakaś inna. A potem masa gości. Jakby wiedzieli. Jakby ktoś ich tu zaprosił. Musieli być przygotowani, bo przynieśli dary. Trwał ten zamęt i trwał. Gdy już wydawało się, że to koniec, wchodzili następni. Patrzyli, klęczeli, milczeli. Coś mówili o aniołach, o gwiazdach, pytali o Króla…
Wreszcie Pan z Panią odprowadzili ostatnich gości. Zostałem sam na sam z Dzieckiem. Chyba się mnie przestraszyło i zaczęło płakać. Też się przestraszyłem. Bo w tym tłoku i ciemności nie miałem gdzie schować mojej oślej głowy. I – nie wiem czemu – chyba ze strachu, pochyliłem ją nad Nim. Musnąłem delikatnie pyskiem Jego rączkę. Raz, drugi, trzeci…
Dziecko przestało płakać. Zobaczyłem Jego oczy. Miałem wrażenie jakby chciało zatrzymać rękę na moim pysku.
Zapomniałem o zmęczeniu, głodzie, pragnieniu. A w sercu poczułem radość. Taką głupią oślą radość, Że zwykły osioł, co tylko drewno z lasu nosi, może dać coś więcej. Może powstrzymać płacz Dziecka.
Zadrżałem. Ale nie zarżałem. Dziecko usnęło.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |