Czasem nie potrzeba słów. Wystarczy przytulenie i z serca znika lęk – największy wróg radości.
Skończył się czas Adwentu, radosnego oczekiwania na przyjście Jezusa Chrystusa. Czas ten był dla nas mocno pracowity, zabiegany, nie tylko zawodowo, ale także właśnie adwentowo. Był czas na pracę, na rozmowę z bliskimi, na odpoczynek, nawet na małą chorobę ;) No i na radość oczekiwania. Na przyjazd dzieci, na ich opowieści, co przeżywają, jak sobie radzą na studiach. Radość na kilka chociaż dni spędzonych z nimi. Radość oczekiwania na wigilijny wieczór, na podzielenie się opłatkiem, życzenia, choinkę (tradycyjnie ubieraną w Wigilię), radość dawania i otrzymywania prezentów.
Radość oczekiwania na chwilę, w której będziemy mogli radośnie obwieścić światu, że „znowu” narodził się nam Zbawiciel. Że jest pośród nas, że pragniemy Jego obecności w naszym życiu, że zapraszamy Go do naszych domów. I jak tu się nie cieszyć? Przecież na to czekaliśmy przez ostatnie tygodnie. Przygotowywaliśmy się właśnie na ten czas, kiedy On przychodzi. A właściwie to dlaczego tego czasu radości nie przedłużyć? Przecież Jego obecność wśród nas nie ma się skończyć. Przecież może przychodzić do mnie codziennie. Jeśli tylko będę tego chciał i jeśli Mu na to pozwolę.
Chcę pamiętać, że On zawsze pragnie być wśród nas. Że ta radość jest z gatunku tych, które nie przemijają jeśli tylko nie pozwolę im przeminąć.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |