To, co pasterz zobaczył, my także możemy widzieć, ponieważ aniołowie wzlatują pod niebiosa w każdą noc Bożego Narodzenia. Musimy ich tylko rozpoznać.
Czyż mogli wiedzieć, że Sybilla ciągle jeszcze jakby stała przy pasterskim ognisku, przysłuchując się teraz słabemu dźwiękowi, który drżeniem napełniał śmiertelną cichość nocy. Słyszała go chwilę, zanim zauważyła, że nie pochodził on z ziemi, lecz z nieba.
W końcu podniosła głowę i wtedy zobaczyła jasne, świetliste postacie płynące w górze, w ciemności. Były to niewielkie grupy aniołów, którzy śpiewając wdzięcznie i jakby szukając czegoś przelatywali tam i na powrót nad szeroką równiną.
Podczas gdy Sybilla przysłuchiwała się anielskim pieniom, cesarz przygotowywał się do złożenia nowej ofiary. Umył ręce, oczyścił ołtarz i wziął drugiego gołąbka. Ale choć teraz starał się jak najbardziej, aby go utrzymać, gładkie ciało gołębia wyśliznęło mu się z ręki i ptak wzbił się w górę w nieprzeniknioną noc.
Przeraził się cesarz. Padł na kolana przed pustym ołtarzem, modląc się do swego geniusza. Wołał do niego o siłę do odwrócenia nieszczęść, które zdawała się zapowiadać ta noc.
Tego wszystkiego zupełnie nie słyszała Sybilla. Słuchała całą duszą anielskich pieni, które brzmiały coraz donośniej. W końcu stały się tak potężne, że obudziły pasterzy. Podnieśli się i wsparci na łokciach patrzyli na błyszczące gromady srebrzystych aniołów poruszające się tam, w górze, w mroku, niby ptaki przelotne, długim, powiewnym szeregiem. Jedni mieli lutnie i skrzypce w rękach, inni cytry i harfy, a ich śpiew brzmiał tak wesoło jak śmiech dziecka i tak beztrosko jak trele skowronka. Słysząc to, pasterze zerwali się, by iść do miasta, gdzie były ich domy, i by tam opowiadać o cudzie.
Wspinali się wąską, krętą ścieżką, a stara Sybilla szła za nimi. Naraz stało się jasno tam wysoko na szczycie góry. Zapaliła się nad nim wielka jasna gwiazda, a miasto na wierzchołku góry zalśniło w jej świetle jak srebro. Wszystkie błądzące chóry anielskie pospieszyły tam z radosnym okrzykiem, a pasterze przyspieszyli kroku, tak że prawie biegli. Doszedłszy do miasta ujrzeli, że aniołowe zebrali się nad niską stajnią w pobliżu miejskiej bramy. Była to nędzna szopa z dachem ze słomy, a tylną jej ścianę stanowiła goła skała. Nad nią to stała gwiazda i tam gromadziło się coraz więcej i więcej aniołów. Niektórzy siadali na słomianej strzesze albo spuszczali się na stromą skałę za szopą, drudzy na łopoczących skrzydłach unosili się ponad nią. Wysoko, wysoko w górę rozjaśniał powietrze blask anielskich skrzydeł.
W tej samej chwili, w której gwiazda zapaliła się nad górskim miastem, przebudziła się cała natura i ludzie stojący na szczycie Kapitolu nie mogli tego nie zauważyć. Poczuli, że w powietrzu powiał rześki, ale pieszczotliwy wiatr, że rozkoszne wonie rozchodzą się dokoła. Zaszumiały drzewa, Tybr zaszemrał, zabłysły gwiazdy, a księżyc wyszedłszy nagle na niebo oświetlił świat, Z obłoku zaś zleciały dwa gołąbki i usiadły na ramionach cesarza.
Gdy się ten cud dokonał, podniósł się cesarz pełen dumy i radości, a jego przyjaciele i niewolnicy padli na kolana.
Ave Caesar! - zawołali. - Twój geniusz dał ci odpowiedź! Ty jesteś bogiem, którego należy czcić na wyniosłości Kapitolu!
A w zachwyceniu tak donośnie oddawali hołd cesarzowi, że aż dosłyszała to stara Sybilla. Ocknęła się z zadumy, wstała ze swego miejsca na krawędzi skały i weszła między ludzi. Zdało się, że ciemna chmura wyszła z czeluści i opadła na wzgórze. Przerażająca była w swojej starości. Postrzępione włosy zwisały wokół głowy w rzadkich kosmykach, stawy miała zgrubiałe, ciało okrywała pociemniała skóra, twarda jak kora drzewna i pokryta zmarszczkami.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |