„Pamiętając o wzajemnym ślubowaniu”Nie wiemy, czy w naszym małżeństwie było aż tak źle, byśmy myśleli o rozwodzie. Na pewno jednak zwykłe okoliczności codziennego życia: bieganie, stresy, brak czasu na rozmowę, lansowanie takich, a nie innych postaw życiowych w prasie, radiu i telewizji – wszystko to skutecznie wpływało na trudności w akceptacji, brak zrozumienia we wzajemnych oczekiwaniach, rosnącą obojętność (także zgorzknienie, nieprzebaczanie itp. itd.). Zaczęło się pojawiać wiele tematów z gatunku „nie chcesz zginąć – nie ruszaj”. Z dnia na dzień (mimo zewnętrznych pozorów) coraz więcej było chwil zaangażowania w wiele spraw (nawet z zakresu opieki nad naszymi dziećmi), które dawały nam „komfort”... braku czasu na poważną rozmowę i zastanowienie się nad wieloma sprawami.
Pamiętając o naszym wzajemnym ślubowaniu, nie chcieliśmy jednak dopuszczać rozwiązań proponowanych nam przez tzw. współczesny świat (może jesteśmy za bardzo zacofani?). Nie byliśmy w stanie zrozumieć, jaki sens dla życia małżeńskiego i rodzinnego ma tzw. daleko idąca wolność, która dotyczy między innymi swobodnego kształtowania własnej kariery zawodowej, sposobów spędzania czasu, wydawania pieniędzy, a nawet, o dziwo, zasad wyboru tzw. przelotnych partnerów życiowych (przede wszystkim seksualnych). My to rozwiązanie z góry odrzuciliśmy.
Jednak mając problem, a nie widząc możliwości zadowalającego nas wyjścia z kryzysu, musieliśmy uczynić krok na nieznanym gruncie i pojechaliśmy na sesję KANA.
Naraz dotknęła nas cisza i spokój; naraz znaleźliśmy się razem, w wymiarze czasu (nareszcie bez pośpiechu) i przestrzeni, które były nasycone bożym zatroskaniem o nasze dobro. Nareszcie mogliśmy doświadczyć wzajemnego poznawania swoich uczuć, oczekiwań, odkrywania samych siebie. Może to dziwne, kiedy żyje się z kimś 11 lat pod jednym dachem. Pocieszające jest to, że podobne wrażenia mieli też małżonkowie z o wiele większym stażem małżeńskim. Nie wchodząc w szczegóły, musimy przyznać, że jedno okazało się najważniejsze: to, że nasze małżeństwo nie jest przypadkiem, że nasze dobro jest Czyimś szczególnym celem, że dla realizacji tego celu możemy zawsze liczyć na Czyjąś pomoc i że nasz ślub nie był kresem i spełnieniem naszych oczekiwań, lecz rozpoczął nowy etap naszego życia, w którym najlepsze ciągle jest przed nami. Ale aby tego doświadczyć, konieczny jest stały wysiłek, który codziennie wnosi wiele ciepła i nowych wspaniałych wrażeń w każdą dziedzinę związku (włączając w to chwile bardzo intymne).
Beata i Adam
„Nasze dzieci powiedziały, że wróciliśmy odmienieni”Bardzo nie chciałem jechać na te rekolekcje. Myślałem sobie: po co nam to? Będzie jakieś pranie mózgów… Żona jednak bardzo nalegała, więc się w końcu zgodziłem. Nie żałuję! Przez te dwie doby poznaliśmy się lepiej niż przez 20 lat naszego dotychczasowego małżeństwa. Rozpoznaliśmy w sobie cechy, które się do tej pory nie ujawniały, zrozumieliśmy się lepiej, mogliśmy spokojnie wysłuchać. Stworzona atmosfera pozwoliła nam porozmawiać o sprawach, których dotąd nie poruszaliśmy. Nasze dzieci powiedziały, że wróciliśmy odmienieni. To będzie miało bardzo dobry wpływ na więź z nimi.
---