Kongresy eucharystyczne “zmuszają” Kościół do szukania nowych dróg głoszenia Ewangelii.
KAI: W jednym z wywiadów na temat zbliżającego się spotkania w Budapeszcie powiedział Ksiądz Arcybiskup, że nasze nawrócenie powinno objąć także ekologię. Czy Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny powinien uwrażliwić i zmienić nasze zachowanie także w tej dziedzinie?
– Jak najbardziej, ponieważ Eucharystia dotyczy nie tylko i nie wyłącznie ludzi, ale też rzeczy. W czasie Eucharystii bierzemy do rąk to, co “jest owocem pracy rąk ludzkich, owocem szczepu winnego”, czyli chleb i wino i przedstawiamy je Ojcu. Dlatego sprawowanie Eucharystii ma też wymiar ekologiczny. Dotyczy naszego życia, naszego kontaktu z przyrodą. Człowiek celebrując Eucharystię, poprzez swoją naturę staje się kapłanem, który składa ofiarę Bogu i dziękuje Mu. Eucharystia oznacza dziękowanie Bogu za dary stworzenia, z których korzystamy. W tym sensie ma to też wymiar szanowania stworzenia. Oczywiście, że chrześcijaństwo to Chrystus, który na ołtarzu wylewa rzekę łask. To jest dużo szerszy aspekt niż tylko sprawa ekologii sama w sobie. Nie możemy tutaj mieszać pojęć, czym jest chrześcijaństwo. Nie możemy działać w oderwaniu od Chrystusa.
KAI: Czy ekumenizm ma swoją przestrzeń w czasie Międzynarodowych Kongresów Eucharystycznych?
– Oczywiście. Od Monachium ruch ekumeniczny jest stałą częścią tych spotkań. Przedtem kwestia ekumenizmu nie była tak odczuwana jak to jest dziś. MKE w 1960 roku odbywał się w kraju, gdzie tematyka ekumeniczna była bardzo obecna. Otworzyły się drzwi dialogu z innymi wspólnotami, także w zakresie przezwyciężania uprzedzeń historycznych. Dziś często są one wynikiem zwyczajowych niechęci, które historycznie były przeżywane w różny sposób, bez próby zrozumienia drugiego.
Po podziale w 1054 roku Umberto da Silva Candida wysłany przez papieża do Kościoła Wschodniego, żeby szukać możliwości dialogu, oskarżył go o herezję, ponieważ Wschód usunął Filioque z Wyznania Wiary. A to cesarz Henryk II po roku 1000 razem z innymi głowami państw Europy Północnej, wbrew papieżowi, włączył ten dodatek do Credo. Na tym przykładzie można łatwo zauważyć, jakie podziały mogą wywołać takie decyzje. Kilka lat temu w czasie podróży do Ziemi Świętej, w miejscu, gdzie znajduje się studnia Jakuba, jakiś stary ksiądz obrządku wschodniego powiedział do pielgrzymów: “Zobaczcie, łamiemy hostię, łamiemy Chrystusa. Nie, Chrystus jest zawsze jeden”. To był bardzo ładny przykład. To przypomina nam też, że to Chrystus jest podstawą naszej jedności. W Budapeszcie też będzie czas poświęcony na dzielenie się jednością i na budowanie jej. Kongres Eucharystyczne jest zawsze okazją, żeby przypomnieć sobie słowa Jezusa: “Pragnę, żeby wszyscy byli jedno, tak jak Ja z Ojcem jedno jesteśmy”.
KAI: Jak to wyrażenie “także my”, o którym była mowa na początku wywiadu, że my też jesteśmy katolikami, powinno wyrazić się w dzisiejszym, pluralistycznym społeczeństwie?
– Bez wątpienia społeczeństwo zmieniło się. Nie żyjemy już w społeczeństwie chrześcijańskim. Od czasów Konstantyna mieliśmy społeczeństwo chrześcijańskie, co miało wiele zalet, ale przyniosło też wiele trudności. Moje pokolenie było jeszcze wychowane w społeczeństwie chrześcijańskim, wychowywano nas w myśl zasad i żeby mieć zasady: msza w niedzielę, wtedy wszyscy musieli iść na mszę, nieważne: wierzący czy nie. Potem szacunek dla władz, dla nauczyciela, dla proboszcza. To były fundamenty, na których opierało się ówczesne społeczeństwo.
Kongres w Budapeszcie jest bardzo ważną uroczystością. Nie chodzi o żaden powrót do społeczeństwa chrześcijańskiego. Jest to dzisiaj już niemożliwe. Społeczeństwo musi być pluralistyczne. Musimy jednak dużo więcej pracować nad formacją chrześcijan, takich nie z tradycji, ale z wyboru. Gdy byłem mały, wszyscy chodzili do kościoła, ale mężczyźni zostawali na zewnątrz. Siedzieli na murku. Cały czas o czymś rozmawiali. Na dźwięk dzwonka zdejmowali czapki. Gdy kobiety zaczynały wychodzić z kościoła, wracali do domów. Ot i cała pobożność. Czasami proboszcz wychodził do nich, krzyczał na nich, ale to nic nie zmieniało. Musimy nauczyć ludzi uczestniczenia we Mszy, tak jak nas nauczył Sobór Watykański II. I to nie będzie łatwe, bo nie wszyscy są chrześcijanami.
KAI: Miał Ksiądz Arcybiskup okazję poznać Kościół na całym świecie. Jak zatem powinna wyglądać liturgia w różnych kontekstach kulturowych?
– Sobór Watykański II nauczył nas, jak odprawiać Eucharystię, ale też nauczył nas uczestnictwa, tzn. że wszyscy jesteśmy kapłanami. Kapłanem nie jest tylko wyświęcony ksiądz, ale my wszyscy nimi jesteśmy, żeby złożyć ofiarę Bogu. Niestety w ciągu wieków księża sklerykalizowali liturgię, wzięli wszystko w swoje ręce, wierni nie robili już nic. Ludzie zaczęli czynić różne rzeczy w czasie mszy, np. odmawiać różaniec. Teraz wróciliśmy do początku. Sobór powiedział nam też jeszcze jedną ważną rzecz o inkulturacji. Chodzi o to, że liturgia to nie są jakieś ryty, które otrzymaliśmy gdzieś z góry i wszyscy mają je tak samo wykonywać. Treścią jest Chrystus, który umarł i zmartwychwstał, ale sposoby tego wyrażenia mogą być różne.
Choćby sprawy języka: powinniśmy uczestniczyć w liturgii w języku, który znamy. Ale nie tylko to, ważne jest też znać obyczaje, sposoby wyrażania się. Spójrzmy na Kościół północnej Afryki. Oni jako pierwsi przetłumaczyli Biblię na język łaciński, wcześniej niż Rzym. To był ważny Kościół, ale to był Kościół władców, tych, którzy przejęli te ziemie. To był Kościół Rzymian, którzy podbili Afrykę. Święty Augustyn mówił, żeby żaden ksiądz nie mówił w języku miejscowym. Kiedy Wandale zdobyli tamte ziemie pokonując Rzymian, miejscowy Kościół poległ. Dlaczego? Gdyż nie inkulturował się, był czymś obcym dla miejscowych. Tak było też później w innych miejscach. Ogromny wysiłek misjonarzy, który rzadko wyrażał się w językach lokalnych, kończył się po latach pracy na niczym. Tak mówią historycy.
KAI: Wobec tego Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny zmusza poniekąd Kościół do szukania nowych dróg głoszenia Ewangelii?
– Oczywiście. Kościół bierze przykład z Wcielenia. Bóg, który staje się człowiekiem, staje się jednym z nas. Chrystus uczestniczył w naszych radościach, smutkach, cierpieniach. Wie, co to znaczy być człowiekiem. Tak samo i Kościół musi się wcielić w struktury społeczne, w życie ludzi, wśród których żyje. To było widać w liturgii Kościoła starożytnego. Tam nie było jednej liturgii, ale było ich kilka. Każdy naród przyjął liturgię i przeżywał ją w swojej kulturze.
KAI: Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Piotr Dziubak (KAI)
--------------------
Arcybiskup Piero Marini urodził się 13 stycznia 1942 w Valverde na Sycylii. Po święceniach kapłańskich, które przyjął w 1965 r., wziął udział w ostatniej sesji Soboru Watykańskiego II w komisji przygotowującej soborowy dokument o liturgii. Wtedy też rozpoczął służbę w Kurii Rzymskiej jako liturgista. Od 1970 pracował w Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. 12 października 1975 Paweł VI mianował go ceremoniarzem papieskim.
W 1981 uzyskał dyplom w dziedzinie nauk politycznych na Wolnym Międzynarodowym Uniwersytecie Nadań Społecznych im. Guido Carlego.
24 lutego 1987 Jan Paweł II powołał ks. Mariniego na mistrza papieskich celebracji liturgicznych. Urząd ten sprawował do 1 października 2007, gdy Benedykt XVI powierzył mu przewodniczenie Papieskiemu Komitetowi Międzynarodowych Kongresów Eucharystycznych.
14 lutego 1998 Jan Paweł II obdarzył go godnością biskupią i osobiście udzielił mu sakry 19 marca tegoż roku. Od 29 września 2003 Piero Marini jest arcybiskupem tytularnym. W tej roli Piero Marini był m.in. notariuszem na konklawe w kwietniu 2005, które wybrało Benedykta XVI. 1 września 2015 Franciszek mianował go przewodniczącym Komisji Specjalnej ds. Liturgii w Kongregacji Kościołów Wschodnich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |