Dwa dni temu święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Wczoraj Matki Bożej Bolesnej. Cierpienie, cierpienie, cierpienie. I o tym, że trzeba je przyjąć, bo przecież bywa drogą do zbawienia. Ale dziś ważne dopowiedzenie. Scena z Nain. Jezus wskrzesza jedynego syna wdowy.
Tak, wskrzesza. I to nie po prośbach i błaganiach. O tak wielki cud nikt pewnie nawet nie śmiał Go prosić. Jezus wskrzesza chłopaka, bo widzi łzy jego matki. Tyle wystarczyło....
Bóg nie chce cierpienia. Nie chce naszego bólu i śmierci. Zgadza się na nie, bo po grzechu naszych prarodziców stało się ono sposobem na uzmysłowienie nam, że sami nic nie możemy. Ale go nie chce. Nie takiego chciał i nie takiego ciągle chce dla nas losu.
Ważne, prawda? W cierpieniu mogę do Niego krzyczeć. Moje łzy na pewno nie są Mu obojętne.
Modlitwa
Dziękuję Ci Boże, że nie skazujesz mnie na wieczne cierpienie; że chcesz dla mnie radości i życia. Nawet jeśli tu przychodzi mi iść ciemną doliną, gdzieś tam, na jej końcu, jest w końcu nowe, lepsze życie...
Przeczytaj komentarze | 3 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.