Tak wielu ludzi zniszczyło czyjeś zaufanie, wysokie stanowisko, sukces. A może tylko obudziło drzemiącą w nich pychę?
O oczyszczeniu mówić trzeba. Nie tyle z grzechów, bo te Krew Baranka obmyła. Z małostkowości, próżności, niedowiarstwa, wreszcie z pychy...
Najbardziej uderza to jedno zdanie: „Nie może być świeżo ochrzczony, ażeby wbiwszy się w pychę, nie wpadł w diabelskie potępienie”.
Pycha ludzka sprawia, że człowiek jest zapatrzony we własne odbicie, wywyższa się, a nie dostrzega, że jego los zależy od Kogoś innego.
Tylko Bóg może stworzyć we mnie serce czyste, pozbawione nawet cienia egoizmu i pychy. Ale czy ja tego pragnę? Czy pragnę umrzeć?
W służbie Bogu potrzebny jest post i modlitwa. Post poskramia pychę, a modlitwa wskazuje człowiekowi, kim jest wobec Stwórcy.
Oddanie Cezarowi, tego, co do niego należy, to zerwanie z moimi ziemskimi przywiązaniami. Z tym, co wyzwala we mnie pychę i zagłusza miłość.
Niełatwo nie dać się lękowi przed przegraną. Niełatwo nie dać się pysze zwycięstwa. Ale to możliwe. Tajemnica sukcesu kryje się w jednym słowie.
Na pustyni dokonuje się powolne obumieranie pychy i próżności, podejrzliwości i braku zaufania, surowości i braku miłosierdzia w ocenie siebie samej i bliźnich...
Gdy wydaję na śmierć z powodu Jezusa własną pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę tego świata, wówczas życie Jezusa objawia się w moim życiu.
Nie jest prawdą, że idą dla prezentów. Idą, bo kochają Jezusa. Pragną z Nim przyjaźni. To dorośli później coś psują...