Komentarze biblijne i liturgiczne, propozycje śpiewów, homilie, Biblijne konteksty i inne.
więcej »Jesteś wysoko nad innymi? Nic dziwnego, że zakręciło ci się w głowie.
Postawieni wysoko nad ziemią odczuwają czasem zawroty głowy. Nic dziwnego, że podobnie reagują ci, których los postawił wysoko ponad innymi – władców. A skoro też miewają zawroty głowy oczywistym jest, że w takiej chwili nie potrafią sensownie odnaleźć się w sytuacji, w której się znaleźli. Mam władzę, więc jestem ważniejszy – myśli ten czy ów. I to prawda. Wprawdzie ważniejszy tylko od tych, którzy mu podlegają, a nie wszystkich ludzi na świecie, ale jednak. Jest ważniejszy. Są ważniejsi, bo więcej ważą. Więcej ważą ich decyzje, więcej waży ich poczucie humoru lub jego brak, więcej waży chwilowy nastrój, niedyspozycja, zmęczenie i parę innych. W życiu innych to drobiazgi, w życiu władcy może zależeć od tego czyjeś być albo nie być. Władca musi sobie z tego zdawać sprawę.
Niebezpiecznie robi się już wtedy, gdy władca zaczyna stawiać sprawę tak, że podwładni muszą go słuchać; muszą wypełniać jego polecenia. Muszą? Niby tak. Ale w tym momencie władcy powinien zadzwonić alarmowy dzwonek. No bo czy nie byłoby lepiej, gdyby nie musieli, a chcieli? Gdyby jego autorytet nie wypływał z przemocy, której może użyć by poskromić krnąbrnych, a z jego osobowości mądrego i prawego człowieka, do którego podwładni mają zaufanie?
Prawdziwe nieszczęście zaczyna się jednak wtedy, gdy władcy jego ważność zaczyna się utożsamiać z byciem lepszym. Gdy w jego umyśle godność wynikająca z piastowanego stanowiska jest ważniejsza niż przyrodzona godność każdego człowieka. Trudno to wytłumaczyć czym innym niż zawrotem głowy. Zwłaszcza gdy chodzi o ludzi wierzących. No bo jaka godność spowodowana czymś zewnętrznym, piastowanym stanowiskiem, może być większą od godności dziecka Bożego?
Tymczasem on, Boży wybraniec, uważa się za lepsze dziecko Boga. Czuje się Bożym Józefem, wywyższonym przez niebieskiego Ojca ponad braci. Nie widzi żadnego problemu w tym, że uciska swoich poddanych. W jego mniemaniu sam Bóg mu na to pozwolił stawiając go ponad. Przykazanie miłości bliźniego? To on jest od tego by uznać, co jest dla człowieka dobre, a co nie jest. Podana przez Jezusa zasada „wszystko, co byście chcieli by ludzie wam czynili i wy im czyńcie” owszem, jest mu znana, ale lekko ją modyfikuje. Dla niego brzmi ona: „wszystko co chcę by ludzie czynili, czyńcie”.
Apostołowie solidarnie dzielili z Jezusem trudy Jego misji. Wszystkich ich wybrał, wszystkich potrzebował. A jednak w głowie dwóch z nich zrodził się pomysł, że mogliby stanąć ponad braćmi. Że są lepsi, bo ich i jeszcze Piotra Jezus wybierał czasem jako jedynych świadków niektórych ważnych wydarzeń. Ich prośba stała się dla Jezusa okazją, by wytłumaczyć uczniom na czym powinna polegać władza wśród braci i zdecydowanie sprzeciwić się pomysłowi robienia na Nim kariery.
Wtedy zbliżyli się do Niego synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, i rzekli: «Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twojej stronie». Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?» Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale [dostanie się ono] tym, dla których zostało przygotowane».
Gdy dziesięciu [pozostałych] to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu» (Mk 10, 35-45).
Mieli pić kielich, który pił Jezus i być ochrzczeni chrztem, którym On został ochrzczony. Ale - tłumaczy im Jezus - nie do Niego należy rozdawanie zaszczytów; dostaną się one tym, których do tego wybrał Ojciec. Odmawiając jednak przyznania Jakubowi i Janowi zaszczytów Jezus przy okazji poucza, że chrześcijanin sprawujący władzę musi być inny niż to zazwyczaj bywa w tym świecie. Nie ma poddanych mu uciskać; nie ma dawać im odczuwać, że ma nad nimi władzę. Przeciwnie, ma być ich sługą i niewolnikiem. Prawda, że to postawienie sprawy na głowie?
To nie jest nieporozumienie. Uwaga marginalna, którą można, ale nie trzeba zachowywać. W relacji Jana Jezus powie o tym podczas Ostatniej Wieczerzy: umyje uczniom nogi i jeszcze przypomni, że Apostołowie też powinni sobie nawzajem służyć. Że nikt w tym gronie nie jest tak ważny, by się z tego obowiązku zwalniać. Skoro On, sam Pan i Nauczyciel coś takiego zrobił, to tym bardziej taką postawę powinni wobec współbraci przyjąć ci, którzy nie są dla nich ani mistrzami ani ich panami.
Ewangelia głoszona jest w świecie od dwóch tysięcy lat, ale ta jej część chyba ciągle nie może znaleźć sobie obywatelstwa nawet wśród chrześcijan. Owszem, chrześcijańscy władcy nieraz nazywają siebie sługami czy ministrami. W praktyce bardzo różnie to jednak bywa. Bywają panami właściwie niczym nie różniącymi się od innych władców. Jasne, są tylko ludźmi. Od stania wysoko im też może zakręcić się w głowie. I też, tak jak inni, tracą tak potrzebny do siebie dystans. Mają niby władzę, ale tak naprawdę, to ta władza ma też ich. Trzyma w szponach miłymi zaszczytami i dymem kadzideł i nie chce wypuścić. I tak powoli stają się jej niewolnikami. Tłumacząc, że ich służba to wydawanie rozkazów i wymierzanie kar krnąbrnym. Oczywiście dla ich dobra.
Tymczasem służba władzy.. To w sumie dość podobne do tego, co robi większość ludzi: do wychowywania własnych dzieci. Rodzice dwoją się i troją, by poddanych ich pieczy jak najlepiej przygotować do samodzielnego życia. Jako złych, czasem wręcz toksycznych rodziców wskazuje się tych, którzy traktują swoje dzieci jak sługi. Służba władzy ma podobny cel: sprawić, by potencjał (w kościele nazywany talentami czy charyzmatami) tkwiący w podwładnych został jak najlepiej wykorzystany; rozeznać, by rozwinęli skrzydła w jak najlepszej służbie wspólnemu dobru. A kiedyś, za dobre życie, mogli osiągnąć wieczne szczęście w niebie...
Tak, władza musi być prawdziwą służbą...
***
To już ostatni odcinek naszych wielkopostnych zamyśleń nad nawróceniem inspirowanych Ewangelią Marka. Pozostaje jeszcze jedno. To o czym Ewangelista też napisał zaraz po wspomnianej wyżej scenie.
Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go!» I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą. (Mk 10, 46-52).
Rozumiesz? Skoro teraz już wiesz, skoro teraz już widzisz, to pozostaje Ci tylko jedno: jak Bartymeusz pójść drogą za Jezusem....
Pozostałe teksty cyklu:
Przeczytaj też o spowiedzi
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |