O choinkach, królewnach z bajki i księżych biretach z ks. dr. Markiem Adaszkiem, duszpasterzem Wyższego Seminarium Duchownego w Legnicy, wykładowcą liturgiki, rozmawia Roman Tomczak.
Roman Tomczak: Czy kościoły katolickie na świecie stroi się przed Bożym Narodzeniem w podobny sposób?
Ks. dr Marek Adaszek: – Nie stroi się ich tak samo. Bo nawet jeżeli są wspólne korzenie pewnych tradycji, to gdzie indziej one zanikły. Trudno też mówić o tym, że na drugiej półkuli, gdzie jest teraz środek lata, przeżywa się święta tak samo jak u nas, biorąc pod uwagę aurę. Trzeba także pamiętać, że dla nas świętami świąt powinien być czas Paschy, czas męki, śmierci i zmartwychwstania Pańskiego. Mimo to wydaje mi się czasem, że istota świąt Narodzenia Pańskiego, bo tak to święto poprawnie się nazywa, gdzieś się zagubiła. Niezmiennie słyszę, i nie ukrywam, że czasami może nawet i ośmieszałem taki sposób mówienia, że co to za święta bez śniegu, co skrzypi pod butami w drodze na Pasterkę. W tym roku także to słyszę. Od ludzi starszych, w średnim wieku, od młodzieży. Tymczasem zapomnieliśmy o tym, że właściwie przecież chodzi o narodzenie Chrystusa. Jeżeli tylko to miałoby znaczenie, jak wygląda aura, no to należałoby współczuć naszym braciom chrześcijanom z drugiej półkuli.
Jest jeszcze coś, o co Ksiądz Doktor walczy z liturgicznego punktu widzenia?
– Walczę o to, żeby najważniejsza w naszym sposobie odczuwania, podejścia, zrozumienia ciągle była wiara. Podejście do świąt katolickich od strony zjawiskowej, jak choćby od strony przyrody, która jest w tym czasie akurat taka, a nie inna, to tak, jakbyśmy wylali dziecko z kąpielą. Zastępujemy wtedy wiarę w narodzenie Chrystusa różnymi innymi naturalnymi odczuciami. A nasza wiara jest objawiona. Myśmy ją otrzymali. I ona nie opiera się na rytmie natury. Oczywiście nadal wiara wiąże się z kulturą ludową. Także wiele obrzędów, które towarzyszą życiu każdego człowieka, niekoniecznie ma swój rodowód w wierze. Narodziny, związki małżeńskie, pogrzeby – te zjawiska dotykają ludzi niezależnie od tego, czy są wierzący, czy nie. Dotyczą ich, bo są ludźmi. Dlatego też obrzędy chrześcijańskie, które Kościół wprowadza wśród nowych narodów czy nacji, łączy się z tradycją i kulturą tych narodów. Z jednym zastrzeżeniem: nie, jeśli jest to przeciwne wierze.
To dlatego malowane jajko, dużo starsze niż chrześcijaństwo, zostało jednak przez nie zaadoptowane?
– Niestety, często poprzestaje się w potocznym mówieniu o takim czy innym obrzędzie, o takich czy innych elementach rytów liturgii na potwierdzeniu, że są pochodzenia dworskiego, że są z takiej, a takiej epoki, że to i tamto kiedyś znaczyły. Myślę wtedy o ludziach, którzy tak mówią, że nie są utwierdzeni w wierze. Że nie mają świadomości wiary. To jest poniekąd szkodliwe, bo wtedy człowiek myśli sobie, że tutaj zawładnięto tymi elementami, a ja się nimi posługuję dla własnej wygody. A tymczasem owszem, czasami tak było, że Kościół brał różne elementy z różnych kultur i zwyczajów, i nadawał im znaczenie czasem krańcowo przeciwne temu, czemu służyły przedtem. W tym miejscu pozwolę sobie na dygresję. W bazylice św. Klemensa w Rzymie, a dokładnie w jego piwnicach, znajdują się pozostałości wczesnochrześcijańskiego kościoła, zbudowanego niemal dosłownie na resztkach imperium rzymskiego. Na styku tych dwóch kościołów, albo – jak kto woli – dwóch światów, ustawiono tablicę marmurową. Na jednej jej stronie jest napis z czasów rzymskich, pięknie wyryty, niemal jak z maszyny. Z drugiej napis z czasów chrześcijańskich, niezgrabnie wydrapany rylcem. Tablica zamontowana jest w taki sposób, że można ją dowolnie obracać. Dawni chrześcijanie posłużyli się pogańskim przedmiotem, wykorzystując go dla swojej wiary. Tak samo jest z dawnymi zwyczajami w Kościele.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |