Kiedyś byłam gotowa wołać głośno: Dajcie mi z owocu moich rąk! – jak napisano w „Poemacie o dzielnej niewieście”; żądałam swojego przydziału talentów i czasu na pomnażanie; domagałam się wypróbowania, byłam pewna czujności... Dzisiaj chyba wolę nie wiedzieć, nie spodziewać się...
Nie chodzi o gnuśność, wewnętrzne lenistwo, zakopanie powierzonych talentów. Raczej o poczucie, że uzbierałam za mało, że w żadnym razie nie wyżyłabym z owoców własnej duchowej postawy, że człowiekowi przystoi w pokorze czekać na łaskę. Bóg, który przychodzi jak Złodziej; sąd nad nami, który jest jak bóle brzemiennej; rozstrzygnięcie, gdy wraca Pan domu – to nie tylko ostrzeżenia. To także obrazy nadziei – że spełni się, co Bóg obiecał; że Pan powróci; że to, co nowe, może się przez nas narodzić.
Dlatego nie chcę wiedzieć, obliczać zysków, skupiać się na własnym duchowym postępie. Wołam, by przyszedł, zasypiam bez lęku. Wierzę.
Czytania mszalne rozważa Katarzyna Solecka
Przeczytaj komentarze | 1 | Wszystkie komentarze »
Ostatnie komentarze:
pięknie to Pani ujęła...
wszystkie komentarze >
Uwaga! Dyskusja została zamknięta.