Każdy z nas, jak św. Tomasz, apostoł, chciałby chociaż raz ujrzeć Zmartwychwstałego, dotknąć Jego ran, włożyć rękę w przebity bok, i to by nam wystarczyło. Pewnie by nie wystarczyłoby. Tak jak nie wystarczyło apostołom, którzy tyle lat przebywali z Chrystusem, dotykali Go, oglądali Jego cuda, a w momencie próby, po prostu, uciekli. Nawet po zmartwychwstaniu, uważali niekiedy, że to duch czy zjawa (por. np. Łk 24,37). Dopóki Chrystus był z apostołami, miał więc z nimi cały czas „kłopot”, dlatego, jak sam powiedział, pożyteczne dla nich było Jego odejście i zesłanie Ducha Świętego, Pocieszyciela, (por. J 16,7), który „odrodził ich i przemienił, dał im nową naturę i nowe życie” (por. Cyryl Aleksandryjski). Kiedy mówimy o Duchu Świętym powinniśmy się więc nie tyle koncentrować na Jego znakach i symbolach, na „językach ognia”, „gwałtownym wichrze” (por. Dz 2, 2-3) i „gołębicy zstępującej z nieba” (por. Mk 1,10), ale na tej przedziwnej Mocy właśnie, która z zalęknionych uczniów uczyniła świadków, czasem aż do przelania krwi. Innymi słowy: najbardziej wyraźnym, czytelnym, znakiem obecności i działania Ducha Świętego w świecie będą zawsze święci.
Jeśli nie slyszysz radia spróbuj inny strumień lub zewnętrzny player
Ks. prof. Jerzy Szymik napisał na ten rozważanie, stylizowane na śląską gawędę, ze zrozumieniem której nie powinniśmy jednak mieć kłopotu, zważywszy że Duch Święty udzielił nam również daru języków:
Po Wielkanocy, tak wele Wniebowstompiynio, Pan Jezus zaczon sie już brać nazod, do nieba. I jak już boł coroz bliży Domu Ojca, tak tyż sie pokozały piyrsze anioły. Miyndzy nimi trefiył Pan Jezus Anioła Ślonzoka. Anioł przihamowoł, pochwolył Ponboczka, pogodali chwilka i odpoczli se troszka. A prziglondali sie ziymi. Była prawie cołko w wielkim ćmoku. Yno nad Jerozolimom było widać poranoście małych światełek, kere migotały i trzynsły sie jak liście brzozki na wietrze. „Co by to tam było, Panie Jezu?” – spytoł sie Angelus Silesius. „Widzisz” – pado Jezus – „to som Apostoły zgromadzone przi moi Matce”. „Dość licho świycom”, padoł Anioł, „bez bryli (= okularów) biyda bych ich mioł dojrzeć”. „Nie bój sie o nich”, padol Pan Jezus. „Mom taki plan, że jak yno wroca do Ojca, to im poślymy Ducha Świyntego. I te małe ognie, kiere widzisz, stanom sie wielkim piecym. I tyn piec podpoli miłościom cołko ziymia”. „Z całym szacunkiem, Panie Jezu – pedzioł Anioł Ślonzok – ale co zrobisz, jak sie tyn plan się nie powiedzie? Mosz tyż jakiś plan awaryjny?” Na chwila zrobiyło sie cicho i po chwili milczynio Pan Jezus pedzioł: „Nie mam innych planów”.
Anioł Ślonzok pedzioł to wszystkim Ślonzokom i wytuplikowoł im roz na zawsze (= wbił im do głowy). I Ślonzoki w tej sprawie po dziś dziyń nie wynokwiajom (= nie kombinują, nie wymyślają).
Rzeczywiście, nie tylko Ślązacy, ale wszyscy wierzący, powinniśmy sobie „wbić do głowy” raz na zawsze, że Pan Bóg „nie ma innych planów”, to znaczy, nie ma dla nas innej mądrości, rozumu, umiejętności, rady, męstwa, niż tych, które pochodzą od Ducha Świętego. I nie ma innego ognia, który zdolny byłoby podpalić miłością całą ziemię, niż ogień Ducha Świętego. Bez tego ognia, my sami, możemy jedynie „kopcić”, w tym świecie, w którym i tak już jest duszno. Alternatywa dla nas chrześcijan jest tym razem wyjątkowo prosta: albo Duch, albo zaduch…
* * *
Światłości najświętsza, Serc wierzących wnętrza, Podaj Twej potędze!
Bez Twojego tchnienia, Cóż jest wśród stworzenia? Jeno cierń i nędze. Amen. (frg. Sekwencji do Ducha Świętego)