Garść uwag do czytań na XXXII niedzielę zwykłą roku B z cyklu „Biblijne konteksty”.
Co znaczy być uczniem Jezusa? Co znaczy iść za Nim Jego drogą? Ewangelia tej niedzieli to kolejna część odpowiedzi na to niezwykle ważne pytanie. Konkretniej, o trudnościach, jakie na tej drodze chrześcijanin będzie spotykał. Dziś będzie nią nieumiejętność spojrzenia na ludzi oczyma Boga.
1. Kontekst pierwszego czytania 1 Krl 17,10-16
Bohaterowi pierwszego czytania tej niedzieli, Eliaszowi, przyszło żyć w paskudnym miejscu i w paskudnych czasach. To pierwsza połowa IX wieku przed Chrystusem, kilkadziesiąt lat po podziale dziedzictwa Dawida i Salomona na dwa królestwa: Judę i Izraela. Król Achab, pod wpływem swojej żony Jezabel, wprowadza w Izraelu kulty pogańskie. Szerzy się okrucieństwo i nieprawość. I w tych okolicznościach Bóg powołuje Eliasza z gileadzkiego Tiszbe. (Gilead to kraina leżąca między Morzem Martwym a Jeziorem Galilejskim na wschód od Jordanu).
Pierwsze zadanie proroka jego proste: idzie do króla i zapowiada, że kraj do odwołania czeka susza. Po czym, z polecenia Boga, wraca za Jordan i tam, zamieszkuje przy potoku Kerit, gdzie jedzenie przynoszą mu kruki. Ale gdy potok wysycha słyszy kolejne polecenie: ma iść do Sarepty Sydońskiej, czyli nad Morze Śródziemne. Tam – zapowiada Bóg – karmić go będzie pewna wdowa.
To wiele wyjaśnia, prawda? Gdy czyta się opowieść przedstawioną w pierwszym czytaniu tej niedzieli nie będąc świadomym, że Eliasz zjawia się u wdowy z rozkazu Boga jego zachowanie wydaje się bezczelne. Ot, najpierw prosi o wodę, a potem, jakby nigdy nic, dodaje, żeby przyniosła jeszcze chleba. Niezłe życzenia w czasie suszy i głodu, prawda? Przychodzi sobie żebrak i prosi. Ale tym razem ten żebrak to Boży człowiek. Nie przychodzi by tylko zjeść i pójść dalej. Za chwilę okaże się, że zabierając ostatki jedzenia, przyniesie jego obfitość aż do końca klęski głodu. A potem też wskrzesi syna owej wdowy, gdy ten niespodziewanie umrze. Przytoczmy tekst tego pierwszego czytania.
Prorok Eliasz poszedł do Sarepty. Kiedy wchodził do bramy tego miasta, pewna wdowa zbierała tam sobie drwa. Wiec zawołał ją i powiedział: „Daj mi, proszę, trochę wody w naczyniu, abym się napił”. Ona zaś zaraz poszła, aby jej nabrać, ale zawołał na nią i rzekł: „Weź, proszę, dla mnie i kromkę chleba”.
Na to odrzekła: „Na życie Pana, twego Boga, już nie mam pieczywa, tylko garść mąki w dzbanie i trochę oliwy w baryłce. Właśnie zbieram kilka kawałków drewna i kiedy przyjdę, przyrządzę sobie i memu synowi strawę. Zjemy to, a potem pomrzemy”.
Eliasz zaś jej powiedział: „Nie bój się! Idź, zrób, jak rzekłaś; tylko najpierw zrób z tego mały podpłomyk dla mnie i wtedy mi przyniesiesz. A sobie i twemu synowi zrobisz potem. Bo Pan, Bóg Izraela, rzekł tak: «Dzban mąki nie wyczerpie się i baryłka oliwy nie opróżni się aż do dnia, w którym Pan spuści deszcz na ziemię»”.
Poszła więc i zrobiła, jak Eliasz powiedział, a potem zjadł on i ona oraz jej syn, i tak było co dzień. Dzban mąki nie wyczerpał się i baryłka oliwy nie opróżniła się według obietnicy, którą Pan wypowiedział przez Eliasza.
Co rzuca się w oczy?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |