Zgoda na tajemnicę (Prz 8,22-31; Ps 8; Rz 5,1-5; Ap 1,8; J 16,12-15)
Szukałem w Internecie tradycyjnego symbolu używanego od wieków przez chrześcijan do objaśniania tajemnicy Trójcy Świętej. Byłem przekonany, że szukam trzech świec, które płoną jednym, wspólnym płomieniem. Takiego symbolu nie znalazłem. Znalazłem inny - jeden płomień, który rozdziela się na trzy. Zaskoczenie. Dlaczego nie ma tamtego symbolu? Lub przynajmniej - dlaczego nie potrafię go znaleźć?
W trakcie tych poszukiwań uświadomiłem sobie, że istnienie tajemnicy Trójcy Świętej jest faktem idącym całkowicie pod prąd dzisiejszym czasom i dzisiejszej mentalności. W naszych czasach właściwie nie ma tajemnic. Każdemu można zajrzeć w najintymniejsze sprawy i opisać to nie pierwszej stronie brukowca. Tak, żeby każdemu się wydawało, że wie o innych wszystko.
Wiara jest zgodą na tajemnicę. Jest jej przyjęciem. Nie pełnym rezygnacji, że nie udało się jej rozgryźć. Wiara to przyjęcie tajemnicy z wdzięcznością i adoracją. Zwłaszcza, że przecież sam fakt, iż możemy wierzyć w jednego Boga w Trzech Osobach już jest dopuszczeniem nas do tajemnicy.
Zawłaszczanie (Tb 1,1a.2;2,1-9 Wlg; Ps 112; Ap 1,5a; Mk 12,1-12)
Przypowieść o dzierżawcach winnicy opowiada o ludziach, którzy próbują za wszelką cenę przejąć coś, co do nich nie należy. Pan Jezus skierował ją do arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. Ale grupa jej adresatów dziś wygląda znacznie bardziej imponująco.
Dziś jej adresatami są również ci, którzy usiłują w najróżniejszych dziedzinach życia zająć miejsce Boga. Chcą decydować o tym, co jest dobre, a co złe, kto się ma urodzić, a kto nie, kto i kiedy ma umrzeć, a kto ma dalej żyć.
Modne dziś wśród polityków słowo „zawłaszczanie” znakomicie oddaje to, co spora grupa ludzi usiłuje zrobić wobec Bożych prerogatyw na tym świecie. Do tej grupy łatwo trafić. Nie trzeba być ingerującym w działalność genów naukowcem ani głosować w parlamencie za legalizacją eutanazji. Wystarczy wybiórczo traktować prawdy wiary i zasady moralne. Albo umówić się samemu z sobą: „Mnie niektóre przykazania nie obowiązują”.
Hak na Boga (Tb 2,10-23 Wlg; Ps 112; Ef 1,17-18; Mk 12,13-17 (z dnia) Dz 26,19-23; J,10,11-16)
Wciąż dajemy się nabierać. Wciąż dajemy się kusić i prowokować do tego, aby podejmować próby przechytrzenia samego Boga. Próbujemy „podchwycić Go w mowie”, tak samo, jak faryzeusze i zwolennicy Heroda starali się zastawić pułapkę na Jezusa. I tak samo jak oni, sami w tę zastawioną pułapkę za każdym razem wpadamy.
Buntujemy się przeciw Bogu, gdy dopuszcza na nas nieszczęścia. Na ogół nie chcemy widzieć, że za każdym dopuszczonym na nas przez Boga nieszczęściem stoi jakiś Boży zamysł. Chociaż zdarza się nam ze zdumieniem otwierać szeroko oczy i mówić, jak pewien człowiek, który po długim czasie dowiedział się, że dopuszczając na niego tragiczne wydarzenia Bóg przygotował równocześnie kilkudziesięciu ludzi, którzy pomogli mu nie tylko wyjść z dramatu, ale uczynili jego życie całkowicie innym, nowym, stokroć lepszym niż to sprzed nieszczęścia: „Pan Bóg to się nakombinuje, żeby nam zrobić dobrze”.
Zgoda na te Boże „kombinacje” wymaga wiary. Trudnej wiary. Takiej, która akceptuje także ból i cierpienie. Niestety, po sobie widzę, że łatwo ulegam pokusie „lustrowania” Boga i „zaglądania Mu w papiery”. To głupie - „szukać haka” na Boga. Ale niestety bywa prawdziwe.
W wielkim błędzie (Tb 3,1-11,24-25 Wlg; Ps 25; 2 Tm 1,10b; Mk 12,18-27)
Saduceusze postanowili udowodnić Jezusowi, że się nie zna. Że zapowiadając zmartwychwstanie opowiada bzdury. Kazali mu rozwiązać prosty przypadek siedmiokrotnie zamężnej kobiety i mieli pewność, że sobie z nim nie poradzi. To kolejna próba zapędzenia Chrystusa w kozi róg. Złapania Go na nielogiczności i niekonsekwencji.
Saduceusze ponieśli większą klęskę niż ci, którzy zastawili na Jezusa podatkową pułapkę i musieli pokazywać denara. Saduceusze dowiedzieli się, że są w wielkim błędzie. Czy ten błąd polega tylko na tym, że odrzucali wiarę w zmartwychwstanie czy jeszcze na czymś?
Myślę, że błąd saduceuszy polegał nie tylko na negowaniu zmartwychwstania. Także na tym, że za wszelką cenę chcieli udowodnić Bożemu Synowi, że się myli albo głosi nieprawdę. To naprawdę wielki błąd. I saduceusze wcale nie mają na niego monopolu. Ten błąd popełniają wszyscy, którzy z nauczania Kościoła wybierają sobie to, co im pasuje, a o reszcie mówią „Mnie to nie dotyczy”. A kto się zdobędzie na szczerość wobec siebie, przyzna, że przynajmniej próbował tak wobec Biga postępować.
Za mało o Eucharystii? (Rdz 14,18-20; Ps 110; 1 Kor 11,23-26; J 6,51; Łk 9,11b-17)
Ktoś niedawno zwrócił mi uwagę, że tak naprawdę księża w kazaniach bardzo mało mówią o Eucharystii. Nawet w Wielki Czwartek chętniej mówią o kapłaństwie niż o Najświętszym Sakramencie. A przecież nie ma kapłaństwa służebnego (ciekawe, kto tak jeszcze dzisiaj mówi) bez Eucharystii i nie ma Eucharystii bez księży.
Co ciekawe, dzisiaj Ewangelia czytana w czasie Mszy nie opowiada o ustanowieniu Najświętszego Sakramentu w Wieczerniku. To wydarzenie jest przypomniane w drugim czytaniu z listu św. Pawła do Koryntian. A Ewangelia opowiada o rozmnożeniu chleba. I o tym, jak uczniowie rozdawali rozmnożony chleb zgłodniałym ludziom. Jak dzisiaj kapłani Ciało Chrystusa.
Cud i tajemnica Eucharystii zachwycają każdego, kto zechce je przyjąć. Kto uświadomi sobie, że sam Boży Syn dał nam siebie do dyspozycji, po to, aby być aż do skończenia świata z nami.
Kilka dni temu pewien niepełnosprawny chłopiec przyjął pierwszą Komunię św. Wieczorem siedzącego wśród prezentów malca ktoś zapytał: „Z czego się najbardziej cieszysz?”. „Z tego, że Jezus przyszedł do mojego serca i już tam siedzi” - odpowiedział. On wie, dlaczego dziś pójdzie na procesję.
Bez obrazy (Tb 11,5-17; Ps 146; J 14,23; Mk 12,35-37 (z dnia) lub 1 P 3,1-9; Ps 128; J 13,34; Mt 25,31-46)
Ciekawe, czy Pan Bóg dziwi się ludzkim pretensjom kierowanym pod Jego adresem. Bo my generalnie uważamy je za coś oczywistego. Jak tylko coś idzie nie po naszej myśli, to zaraz kierujemy do Boga co najmniej bardzo stanowcze pytanie „Dlaczego?!”. A najczęściej nie ograniczamy tylko do tego pytania, lecz formułujemy całą listę pretensji i zarzutów.
Dlatego tak jaskrawo odbijają się na tle „ludzkości” tacy ludzie, jak Hiob albo Tobiasz starszy (czyli ojciec Tobiasza młodszego). On, gdy stracił wzrok, nie obraził się na Boga, tylko nadal starał się żyć po Bożemu. A gdy na skutek interwencji posłanego przez Boga anioła Rafała wzrok odzyskał nie skwitował tego faktu zapewne bliskim wielu z nas zawołaniem „No, nareszcie!”, tylko oświadczył „Błogosławię Cię, Panie, Boże Izraela, Ty bowiem mnie ukarałeś i Ty mnie uleczyłeś”.
U wielu wierzących (u siebie też) dostrzegam zupełnie bezpodstawne przekonanie, że Bóg jest zobowiązany dopuszczać w naszej ludzkiej, ziemskiej egzystencji tylko zdarzenia dobre i pełne szczęścia. Jakoś umyka nam z pamięci, że co prawda Bóg nie chce niczyjej krzywdy, ale ból, cierpienie, nieszczęście dotknęło nawet Bożego Syna, Boga-człowieka, Jezusa Chrystusa. I że było to elementem Bożego planu zbawienia. Zbawienia nas, ludzi.
Za dużo miłości (Tb 12,1.5-15.20 Wlg; Tb 13;Mk 5,3; Mk 12,38-44)
„Im bardziej Bóg Cię kocha tym bardziej Bóg Cię doświadcza. Usłyszałam te słowa dziś od kumpeli z grupy i pierwsza myśl, która mi się nasunęła to: ‘Wolałabym, żeby Pan Bóg mnie tak nie kochał’. Powinnam pomyśleć nad tym zdaniem, bo szczerze powiedziawszy go nie za bardzo rozumiem” - napisała w swoim blogu jakaś dziewczyna.
Nie jest odosobniona w tym niezrozumieniu. I w reakcji na tę dziwną zasadę, którą Bóg się kieruje. A nie ma wątpliwości, że tak jest. „Ponieważ byłeś miłym Bogu, przypadło na cię to doświadczenie” - usłyszał Tobiasz od anioła (właściwie archanioła) Rafała.
Lubimy myśleć o wszystkim, co nas spotyka w kategoriach nagroda-kara. Tymczasem Bóg nie kieruje się w relacjach z człowiekiem takim prostym schematem. Nie wszystkie cierpienia, które nas spotykają są karą. „Bóg dopuszcza na nas również takie utrapienia, które stanowią raczej próbę i oczyszczenie niż wezwanie do opamiętania” - wyjaśnia o. Jacek Salij. I przypomina biblijny tekst: „Bo kogo Bóg miłuje, tego karze. Chłoszcze zaś każdego, kogo uznaje za syna” (Prz 3,12; Hbr 12,6)
Ale nie ma co udawać. Nie jest łatwo być kochanym przez Boga. :-)